sobota, 11 października 2014


   Jestem jak obiecałem i wspomnę w tym poście o śnie, który miałem na początku tego tygodnia. Uprzedzam od razu, że może on być dla Was nieco zagmatwany... niestety nie umiem opowiadać snów bez szczegółów- a te zapominam. W każdym razie uznacie mnie za idiotę.

   Początku snu nie pamiętam... wiem jednak. że chodziło o coś w stylu porwania. Ja i moja koleżanka zostaliśmy zamknięci w mieszkaniu (które we śnie rozpoznałem- było to mieszkanie mojego kolegi z podstawówki, którego nie widziałem już z 6 lat na oczy xD a byłem u niego może dwa razy...- nie wiem skąd mi się to wzięło we śnie.) Nigdy nie zgadniecie, kto był szefem porywaczy... otóż on:


   Tak... Bilguun ; u ; Wszedł do pokoju, w którym nas przetrzymywano i... kurde nie pamiętam dokładnie. Wiem, że był jakiś motyw, że mieliśmy mu ten pokój wytapetować i jak się spodoba to nas wypuści. Podszedł do ściany, popatrzył i zdarł jeden pasek tapety twierdząc, że to okropne. Wiedzieliśmy, że to nasz koniec i ja otworzyłem okno przez które uciekłem O.o Biegłem moją ulicą (kolega do, którego rzeczywiście mieszkanie ze snu należało był na tej samej ulicy co mój dom) aż dotarłem pod moją bramę. Zauważyłem przy chodniku stojący samochód z kierowcą. Wsiadłem do niego i chciałem prosić o pomoc itp. Siedziały w nim dwie policjantki. c: Tłumaczyłem im co się stało i... i... film mi się urywa w tym momencie. Pamiętam, że w końcu wszedłem do domu i zahaczyłem o strych - ale co tam było? Co robiłem? Myślę że to mało istotne. Chodzi mi o sam fakt jakie to miewam dziwne sny...

Pewnie teraz się nabijacie i myślicie jaki to ze mnie dziwak. Z pewnością jeszcze Was zaskoczę moimi snami.