Słowem wstępu chciałem napisać, krótkie z danej chwili... siedzę w domu sam z babcią i absolutnie nie cieszę się z tej nocy. Nie bawię się i po prostu nie znoszę Sylwestra. Tyle... miało być krótko więc jest.
Osoby, które dzielnie śledzą mojego bloga pamiętają, że dokładnie rok temu napisałem własne życzenia noworoczne. Nadszedł czas bym podsumował ten rok i sprawdzę co się spełniło/zmieniło. a co nie. Przekonajmy się! Najpierw wrzucę wszystkie życzenia, pod nimi dodam odpowiedź jak faktycznie było. Zaczynamy.
1. Pragnę przez kolejny rok była ze mną cała rodzina w komplecie.
- na szczęście tak też się stało. <3
2. Chcę by każdemu dopisywało zdrowie.
- przeziębienia itp. były ale to chyba normalne, poważniejszych chorób nie było.
3. Bym nie kłócił się tak bardzo z ojcem. (on z resztą rodziny też).
- aż takich ostrych kłótni nie było, pojedyncze (z fochem na kilkanaście minut, kilka godzin owszem)
4. By ojciec tyle nie pił.
- eh... pije tyle samo
5. Żebym nie stracił kontaktu z osobami, na których mi zależy.
- straciłem niestety kontakt z kilkoma osobami
6. Odnosząc się do punktu wyżej: chcę by Ada była tą samą dziewczyną co jest teraz i by się nie zmieniała. By Monika... znalazła kogoś lepszego ode mnie i by on zapewnił jej szczęście, którego w tym roku (a przynajmniej pod koniec) nie zaznała. Przepraszam.
- Ada jest tą samą dziewczyną co była, może troszkę bardziej maruda się zrobiła. ;p Monika... nie wiem w końcu czy kogoś ma czy nie. W pewnym momencie byłem przekonany, że ma.
7. Życzę sobie by ten rok był dla mnie łaskawszy jeśli chodzi o ból. Nie chcę go już tak odczuwać. Mam dość bólu głowy, nerek, brzucha dziwnych napadów gorąca i niepokoju.
- tutaj nic się nie zmieniło, no może w drugiej połowie bolała mnie mniej głowa
8. Pragnę by w pracy układało mi się tak dobrze jak do tej pory i bym się w niej nie stresował.
To samo tyczy się mojej siostry- bo jak ja zaczęła w tym roku swoją pracę.
- w pracy jest ok. Wiadomo są momenty "grozy" ale chyba w każdej robocie tak jest. Siostry tyczy się to samo.
9. Życzenie dla Dropsia: by był nadal kochanym ptaszkiem i żeby nie był tak złośliwy rano gdy w łóżku leżę. Niech żyje jak najdłużej.
- moja ptaszyna jest tak samo kochana jak była <3
10. By mama się tak nie denerwowała i by miała mniej na głowie.
- chyba nadal się denerwuje, w pracy ma różne stresujące sytuacje i w domu jest też nerwowa, czasami niepotrzebnie, ale już wpływu na to nie mam. Taka po prostu jest.
11. Życzę sobie wygranej w lotto- w grę, w którą zacząłem namiętnie grać.
- nie wygrałem i przestałem grać. ;p
12. Chcę się mniej smucić.
- smucę się tak samo, nie raz moczyłem poduszkę
13. Latem jeśli mogę prosić... o mniejszy upał, 26 stopni w słońcu styknie. (max)
- tu mi lato na złość zrobiło... kurde 40 stopniowe upały! Okropność :/
14. Żeby moi czytelnicy się nie zawiedli czytając bloga. <3
- nie zawiedliście się co? Fakt... rzadko piszę.
15. Pragnę też przeprosić wszystkich tych, których w starym roku zasmuciłem i obraziłem. Dlatego w tym miejscu moim życzeniem jest otrzymanie ich wybaczenia.
- od kilku osób je otrzymałem <3
16. Chcę nadal poznawać na asku cudownych ludzi! Pozdrawiam: Martę, Panią Tolerancyjną, Marcina, Żelka, Marcela, Julkę, Natalię, Rudą, Dominika... a no niech będzie Arcyksięcia oraz wszystkich tych, których nie wymieniłem, a których mam na gg.
- tu się nie powiodło, tracę kontakty, nie poznają już tylu osób. Z tych co wymieniłem zostały 2 osoby.
17. To życzenie jest skryte głęboko w sercu bo gdzieś tam... chcę znaleźć drugą połowę, która będzie mnie wspierać, kochać i która stanie się większym sensem życie, którego nie mam.
- chyba wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie
18. Chciałem dobić do 20 punktu ale Ada mnie popędza i w sumie... nie wiem co jeszcze mógłbym napisać.
- teraz też jest podobnie heh ale nie popędza, wpadła na pomysł z tym wpisem
Cytat ze starego wpisu: "Zdaję sobie sprawę, że to nie tylko życzenia ale też wszystko to co bym chciał zmienić. Dużo chcę, a nie zawsze wszystko można. Napisałem to co przyszło mi na myśl jako pierwsze. Gdybym się zastanowił pewnie wyszłoby więcej podpunktów. A nie... czekajcie..."
20. W imieniu wspomnianej Ady: chcę dla niej gwiazdkę z nieba.
- nie dostałem dla niej gwiazdki z nieba, sama się nią stała
czwartek, 31 grudnia 2015
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Tak się składa, że poprzedni wpis był tej samej tematyki - sen. Ubiegłej nocy śnił mi się co najmniej dziwny (jakbym ja miał normalne sny...). W tej chwili nie wydaje mi się on tak straszny, ale jak o zwykle bywa gdy znalazłem się w takiej. a nie innej niecodziennej sytuacji miałem pietra. Obudziłem się z przyspieszonym biciem serca i było mi gorąco. Opowiem o tym co widziałem pod zamkniętymi powiekami.
Sama lokalizacja miejsca, w którym toczyła się akcja dowodzi na to jak bardzo szalony mam umysł. Towarzyszyły mi tłumy ludzi, dokładniej były osoby ze szkoły, moja dawna klasa i inne. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak zwykła szkoła (bo tyle osób w młodym wieku) ale oczywiście nie do końca tak było. Całe wnętrze budynku wyglądało jak moja praca, tj. korytarze, pomieszczenia, laboratoria, nawet winda i schody. Tak jakby szkołę przenieść do budynku firmy. Trzecią dziwną rzeczą było to, że cały kompleks znajdował się... w kościele mojej parafii. Jak się obudziłem i myślałem o tym to aż sam siebie zadziwiłem. Co ja potrafię ze sobą poplątać. Osoby ze szkoły, w pomieszczeniach z pracy, w budynku kościoła. Paranoja... No ale do rzeczy, bo się rozpisałem.
Z początku nic takiego się nie działo, zwyczajna rutyna. Nagle zawyły syreny do ewakuacji, zrobiło się zamieszanie, dlaczego? Ogłoszono, że w budynku pojawiły się... uwaga, proszę się nie śmiać- Welociraptory. Tak dla wyjaśnienia jakby ktoś nie oglądał Jurassic Park:
Całe stado dostało się do budynku. Wszyscy zaczęli uciekać, oczywiście nasz dział/klasa- nie wiem jak to ująć... był najwyżej umieszczoną grupą, na najwyższym piętrze. Nie nie wiem co mi do głowy strzeliło by dokończyć to co miałem do roboty, czyli wywiezienie na wózku pustych butelek zwrotnych. Z koleżanką pomyśleliśmy, że skoro i tak na dół musimy się dostać to zawieziemy i te butelki do magazynów w podziemiach. Chwyciłem za wózek, a koleżanka miała otwierać drzwi. Podeszłą do pierwszych ale znieruchomiała. Wychyliłem się i zobaczyłem przez przeszklone drzwi Welociraptora, który "kukał" do środka. Serce podeszło mi do gardła, już myślałem o najgorszym gdy nagle usłyszeliśmy ich nawoływanie- bardzo charakterystyczne...
Jaszczur wycofał się, a my uszliśmy z życiem. Wyszliśmy z pomieszczenia na korytarz i dalej na klatkę schodową gdzie było pełno spanikowanych ludzi. W końcu zostawiliśmy naszą robotę i postanowiliśmy uciekać, jak najdalej od tego miejsca. Wybiegliśmy z kościoła. Przed gł. wejściem zebrał się już spory tłum ludzi nie wiedzących co robić. My również stanęliśmy i zwątpiliśmy co dalej. W pewnym momencie mój wzrok przykuło coś wyżej. Spojrzałem w górę na wyższe piętro, widziałem w oknach świecące się światło i pełno osób. Stali przy oknach i w wielkim zdenerwowaniu wymachiwali rękoma. Pomyślałem, że wołają o pomoc, że stado dostało się na ich piętro- taką miałem myśl, że giną. W pewnej chwili ktoś otworzył okno... To pułapka! - krzyknęła znajoma z okna. Zwątpiłem, faktycznie na zewnątrz było za cicho i za spokojnie. Te bestie pozwoliły nam wyjść na zewnątrz, były wszędzie dookoła, otoczyły nas na otwartej przestrzeni. Podaliśmy się im jak na tacy. Nie widzieliśmy ich, bo one chowały się wszędzie, po prostu to przeczuwaliśmy. Ludzie z okna widzieli wszystko, nie można było im nie ufać.
Chwyciłem koleżankę za rękę i powiedziałem, że musimy się stamtąd wynosić, teraz! Pobiegliśmy na drugą stronę ulicy i kazałem jej się wspiąć na słup, taki na którym się reklamy wiesza. Był porośnięty jakimś bluszczem. Skryliśmy się w nim by nie zwracać na siebie uwagi i czekaliśmy... Wtedy... zacząłem się budzić (cholera jasna). W takim momencie... nie wiem jak się to wszystko skończyło i wiecie co... we śnie wiedziałem, że się budzę. Czułem to, byłem jedną nogą w tamtym miejscu i jedną nogą u siebie w łóżku. Miałem wrażenie, że mam nad tym kontrolę, że mogę wybrać gdzie chcę być, ale ostatecznie odpłynąłem i otworzyłem oczy. Byłem wypełniony emocjami, tak jak we śnie. Ten moment oczekiwania, niewiedzy i zwątpienia - co dalej... przeniósł się na mnie do świata rzeczywistego. Z jednej strony chciałem wszystko dokończyć i przekonać się jaki był koniec. Niestety nie było mi to dane. Szkoda...
Z filmu wiem, że ten gatunek dinozaurów był jednym z najbardziej rozwiniętych umysłowo stworzeń w tamtych czasach i taka pułapka dla niech to pestka. Nawet we śnie były mądre. Kluczowy był jeden moment: jeden osobnik, który się czaił przez szklane drzwi wydał z siebie ten dźwięk. Wtedy doszły do porozumienia, któryś z nich zwołał wszystkich i zastawiły na nas pułapkę. To było pewne.
Nie powiem, choć sen nie należał do przyjemnych to podobał mi się. Był dziwny i może dla niektórych dziecinny, ale moim zdaniem... był przede wszystkim mądry. Idealnie zobrazował inteligencję tych stworzeń.
sobota, 5 grudnia 2015
Sen po śnie? Dlaczego nie. Tak się złożyło, że sąsiadujące ze sobą wpisy dotyczą moich snów. Ubiegłej nocy miałem całkiem przyjemny, ciekawi i co za tym idzie krótki sen. Po przebudzeniu czułem się... cudownie, aż się pod nosem uśmiechnąłem. Z początku sądziłem, że sobie po prostu o tym myślałem- bo przebudziłem się nad ranem. Zdałem sobie jednak sprawę, że to mi się śniło...
Tradycyjnie to najmniej istotne nie jest zapamiętane dokładnie. Znalazłem się nad jeziorem, a dokładniej na takim jakby klifie, bo jezioro obserwowałem z góry. Dopiero do niego zmierzałem wraz z kilkoma bliżej mi teraz nie rozpoznanymi (znajomo ze szkoły czy coś takiego- nie pamiętam). Spojrzałem na plażę i obserwowałem pewną dziewczynkę, która bawiła się w wodzie. Nic niezwykłego gdyby nie fakt, który zapewne uznacie za śmieszny. Na brzegu, na płyciźnie wylegiwał się wąż. We śnie uznawaliśmy go za boe, jednak sam wiem co widziałem we śnie i sprostuję to. To była anakonda, olbrzymia! Dziewczynka pływała i na jej nieszczęście wąż się nią zainteresował. Krzyczałem by wychodziła z wody ale ona spanikowała, nie wiedziała co ma robić. Anakonda ruszyła w jej kierunku, a ja zacząłem robić hałas z nadzieją, że się przestraszy. Na nic się to zdało. Wąż zaczął podpływać do dziewczynki, okrążył ją, ale nie atakował, przymierzał się. Dziecko dopływało do brzegu gdy wąż zbliżył się do niej na niebezpiecznie bliską odległość. Zareagowałem i chwyciłem co miałem pod ręką... był to jakiś badyl (patyk) i rzuciłem nim w węża. O dziwo się wystraszył i odpłynął. Dziewczynka dotarła do brzegu i zaczęła się wspinać po klifie. Zatrzymała się na "półce skalnej". Zszedłem po nią, wtuliła się we mnie, a ja spytałem- no i po co weszłaś do wody widząc, że ten wąż był na brzegu? A ona odparła: Bo tam dalej pływa łódź... i są na niej przystojni marynarze. Wiem, że może to się wydać śmieszne z ust takiej dziewczynki, ale coś takiego odpowiedziała. Ja wtedy odparłem: Przystojni panowie są nie tylko tam na łodzi... i się uśmiechnąłem, ona znowu mnie przytuliła. Chwyciłem ją i zabrałem z tamtego miejsca.
Uroczy sen i po przebudzeniu uśmiech nie schodził mi z twarzy.
wtorek, 24 listopada 2015
POCIĄG WIDMO
Biję sam siebie w duchu, że od razi nie napisałem tego co zaraz przeczytacie. Planowałem ten wpis już w sobotę, po tym jak w nocy to wszystko mi się przyśniło. Oczywiście teraz mam ogromną lukę w pamięci i mogę Was teraz zadowolić jedynie skrótami myślowymi. Na szczęście mam coś, co jest powiązane z tym snem i co możecie samo obejrzeć. Na pewno dokładniej Wam to wszystko zobrazuje niż moje chaotyczne pisanie. Ale spróbuję...
Zapewne wszyscy ci, którzy umieli już liczyć i pisać w latach 90 znali serial "Czy boisz się ciemności?". Otóż był to mój ulubiony seans, który leciał w tv jeszcze na kanale RTL7 (później TVN7). Nie mam pojęcia dlaczego fabuła jednego z odcinków śniła mi się właśnie w nocy z piątku na sobotę. W wielkim skrócie napiszę, że byłem jakby gł. bohaterem tego odcinka, albo obserwatorem całej akcji, która miała miejsce w... pociągu / kolejce elektrycznej. Zabawne? No nie do końca bo jak sami obejrzycie (mam nadzieję) odcinek to się przekonacie, że to mało przyjemne.
We śnie wyglądało to bardzo podobnie. Jechałem pociągiem, nie był on przeludniony ale kilka osób siedziało ze mną w wagonie. Żaden z nich się specjalnie nie poruszał, nic nie mówili. Jeden starszy pan czytał gazetę, inni wpatrywali się w okna. Zupełnie jak lalki. Sprawiali dziwne wrażenie i czułem się nieswojo. Oczywiście cała droga trwała kilka ładnych minut snu, przynajmniej tak mi się zdaje. Kulminacyjny moment był wtedy, gdy po powrocie do domu zacząłem sprzątanie. Odkopałem stary kufer z moimi zabawkami. W dłoń wpadła mi kolejka elektryczna, a raczej jej poszczególne wagony. Przyglądałem im się uważnie, zdmuchnąłem resztki kurzu i co ujrzałem? Przez okienka wagonu dostrzegłem figurki pasażerów, które przecież wcześniej też tam były. Nie byłoby to szokujące gdyby te osoby nie były właśnie tymi pasażerami, których widziałem tego samego dnia jadąc pociągiem. Znajdowali się w tych samych pozycjach i byli identycznie ubrani. Obie wersje postaci tak samo nieruchome, bez życia... To było nie do pomyślenia i pamiętam, że we śnie nie wiedziałem co robić i co o tym wszystkim myśleć.
Pamiętam, że zaraz po tym odkryciu się obudziłem. O to właśnie chodziło w tym krótkim śnie, właśnie o ten wątek. Brakowało tu konkretnej fabuły, z resztą... chyba w większości moich snów wyraźny jest jeden element, który zapamiętuję. Pomieszałem? Nie jest to tak bardzo skomplikowane chyba. Zachęcam Was do obejrzenia tego odcinka. Trwa ok. 25 min. ;) Nie zaliczam tego do najstraszniejszych horrorów ale tak jak mój sen, serial można nazwać dreszczykiem. Polecam!
Poniżej link do odcinka:
niedziela, 15 listopada 2015
Z danej chwili...
Na życzenie anonima, którego serdecznie pozdrawiam i dziękuję, że mnie namawia do napisania czegokolwiek tutaj... Oto jestem. Wybrałem najprostszą wersję wpisu, ponieważ podzielę się czymś z Wami. Zachorowałem- znowu. Gardło mnie okropnie boli- znowu. Leżę w łóżku- znowu. W tym roku moje gardło daje o sobie znać zdecydowanie za często. Tak, tak, wiem. Już się zapisałem do lekarza. Jak wieczorem nie będzie wysokiej gorączki i rano będę się w miarę czuł to pójdę do pracy, a wieczorem do lekarza. Niech nikt na mnie nie krzyczy tylko.
Hah zawsze pisałem, że nic się nie zmienia i nie mam czego tu zamieszczać. A jednak, choroba to też zmiana. :)
No ale dość o tym. Zauważyliście, że mamy święta Bożego Narodzenia w listopadzie?! Nosz cholera jasna. Jak widzę te dekoracje, choinkę przed dworcem i renifery na markecie to moje zwykle niskie ciśnienie skacze do niebezpiecznego poziomu. -.- Potem się ludzie dziwią, że nie ma atmosfery świat. Jak ma być skoro nasz wzrok przyzwyczaja się do świątecznych gadżetów od listopada? Niech te renifery biorą Mikołaja z choinką pod pachą z powrotem na biegun. Ba... może niech od razu zająca wielkanocnego zawołaja. No proszę Was, dlaczego oni muszą być tak do przodu? Rozumiem jeszcze żeby na Mikołaja w grudniu z tym wyjechali, ale nie teraz. Naprawdę coraz wcześniej się te święta zaczynają.
Śmiałem się gdy na asku dałem reklamę coca coli z zapowiedzią, że jeszcze trochę i co? W tym tygodniu już leciała. Xd Może nam jakieś zdolności? Hmm... lepiej przestanę i tym zającu myśleć bo jeszcze przykica.
Tak czy inaczej czas leci nieubłaganie szybko. Szczęście, że jest jeszcze w miarę ciepło jak na tę porę roku.
Zakończę wpis i nastukam ostatnie zdanie. Trwajcie w zdrowiu bez bólu gardła! ;)
środa, 21 października 2015
21 październik 2015r.
Kto oglądał pewien film ten wie o co chodzi, kto słuchał radia bądź oglądał dziś tv- też wie. 21 października 2015 roku to data, która została rozsławiona przez pewien film z 1989r. "Powrót do przyszłości"- kojarzycie ten film? Jeśli tak to świetnie, jeśli nie to Wam przypomnę. Dokładnie chodzi o 2 część tego świetnego i kultowego dzieła lat 89.
Wspomniany film bazował na wehikule, którym bohaterowie podróżowali w czasie. To właśnie w 3 części przenieśli się do roku 2015- gdzie w tamtych czasach był to rok bardzo odległy i wgl. człowiek nie pomyślał, że dożyje tych lat (biorąc pod uwagę oczywiście końce świata, które zresztą... w cudowny sposób przeżyliśmy). Do czego zmierzam... w filmie rok 2015 wyglądał jak żywcem wyjęty z bajki "Jetsonowie". Pojazdy unosiły się nad ziemią, deski latały (deskolotki), maleńka pizza rosła i podgrzewała się w czymś na wzór naszej mikrofalówki, mężczyźni nosili dwa krawaty, a buty ubrania same się dopasowały do nosiciela. Co mamy w faktycznym roku 2015? Daleko mu do tego wymyślonego przez reżysera. Gdzie te wszystkie lewitujące przedmioty? Gdzie ciuchy w uniwersalnym rozmiarze dla wszystkich?
Moda się zmienia, ale aż tak kosmicznych łaszków nie mamy. Dowód na to, że cywilizacja nie rozwija się na tyle szybko jak się tego spodziewali ludzie w 89 roku.
Muszę przyznać, że niektóre rzeczy troszkę przypominają te wymyślone. Coś nam się udało. Mamy hologramy, filmy 3D, wprawdzie samochody nie lewitują, ale pierwsze prototypy elektryczne powstają. Są dotykowe ekrany, telefony itp. Jest mikrofalówka, która w krótkim czasie podgrzewa jedzenie- ok... nie powiększając go. No nie ważne, co innego film co innego realia. Fajne jest jednak to, że dożyliśmy tych czasów, które w filmie były tak odległe, w końcu to różnica 26 lat. :)
niedziela, 4 października 2015
PO IMPREZIE
Wpis zupełnie nie planowany. Postanowiłem napisać kilka zdań o tym co się działo w piątkowy wieczór. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak dobrego i entuzjastycznego zakończenia.
Jak wiele osób wie, nie jestem typem imprezowicza i wszelkie tańce i grupowe spotkania nigdy nie należały do moich ulubionych zajęć. Zawsze się wymigałem od pójścia gdziekolwiek, W pamięci zostawały mi nieudane nudne wesela i 18 kuzynostwa. Nie piłem to było sztywno i się nudziłem. Nie miałem odwagi, której... no właśnie - nie brakowało mi w ten piątek. :)
Wypadało iść, impreza firmowa, wszyscy byli to i ja musiałem być. Było super! Z początku owszem, troszkę cicho, każdy siedział, rozmawiał i nie wiedział co można jeść, pić i czy samemu się obsłużyć. Śmiesznie było jak cały stół (a było ich ok 7), przy którym siedziało z 10 osób zaopatrzony był w jedną butelkę wina. :D Każdy się na nią czaił ale nikt nie wiedział czy od tak sobie polewać czy czekać na coś innego. Ta butelka została rozlana w ciągu 30 min przez 4 osoby. No i co dalej? Siedzieliśmy i czekaliśmy na jakiś znak, że można samemu coś innego brać z baru. Na szczęście podeszła wyżej postawiona koleżanka odpowiedzialna za to wszystko i rzuciła tekstem: "o nie macie już wina... przyniosę." Zagadałem ją czy można też piwo sobie wziąć z baru (bo nikt ust nie otworzył)- odpowiedziała, że tak. No i co? Ze mną przy barze już było 6 osób. xD Od tego się zaczęło... Kilka kieliszków wina, potem piwo i zabawa faktycznie się rozkręciła. Zdziwicie się ale wywijałem tyłkiem na parkiecie nawet! Kolega się pod barem przewrócił, ja wylałem szklankę soku na obrus gdy byłem pochłonięty tłumaczeniem czegoś. No było zabawnie. :)
Widziałem osoby, które nie piły alkoholu i przyznam, że wyglądały na zmęczone i nieśmiałe. Trzeba przyznać, że kilka łyków czegoś mocniejszego niż sok pomaga przełamać lody i wszelkie bariery. Wcześniej po prostu nie miałem okazji. Myślę też, że byłem bardziej śmiały dlatego, że 98% osób znałem. haha śmiesznie wyglądał mój szef, podpity na parkiecie.
Wiecie przy. której piosence porwałem się do tańca? :)
Jak wiele osób wie, nie jestem typem imprezowicza i wszelkie tańce i grupowe spotkania nigdy nie należały do moich ulubionych zajęć. Zawsze się wymigałem od pójścia gdziekolwiek, W pamięci zostawały mi nieudane nudne wesela i 18 kuzynostwa. Nie piłem to było sztywno i się nudziłem. Nie miałem odwagi, której... no właśnie - nie brakowało mi w ten piątek. :)
Wypadało iść, impreza firmowa, wszyscy byli to i ja musiałem być. Było super! Z początku owszem, troszkę cicho, każdy siedział, rozmawiał i nie wiedział co można jeść, pić i czy samemu się obsłużyć. Śmiesznie było jak cały stół (a było ich ok 7), przy którym siedziało z 10 osób zaopatrzony był w jedną butelkę wina. :D Każdy się na nią czaił ale nikt nie wiedział czy od tak sobie polewać czy czekać na coś innego. Ta butelka została rozlana w ciągu 30 min przez 4 osoby. No i co dalej? Siedzieliśmy i czekaliśmy na jakiś znak, że można samemu coś innego brać z baru. Na szczęście podeszła wyżej postawiona koleżanka odpowiedzialna za to wszystko i rzuciła tekstem: "o nie macie już wina... przyniosę." Zagadałem ją czy można też piwo sobie wziąć z baru (bo nikt ust nie otworzył)- odpowiedziała, że tak. No i co? Ze mną przy barze już było 6 osób. xD Od tego się zaczęło... Kilka kieliszków wina, potem piwo i zabawa faktycznie się rozkręciła. Zdziwicie się ale wywijałem tyłkiem na parkiecie nawet! Kolega się pod barem przewrócił, ja wylałem szklankę soku na obrus gdy byłem pochłonięty tłumaczeniem czegoś. No było zabawnie. :)
Widziałem osoby, które nie piły alkoholu i przyznam, że wyglądały na zmęczone i nieśmiałe. Trzeba przyznać, że kilka łyków czegoś mocniejszego niż sok pomaga przełamać lody i wszelkie bariery. Wcześniej po prostu nie miałem okazji. Myślę też, że byłem bardziej śmiały dlatego, że 98% osób znałem. haha śmiesznie wyglądał mój szef, podpity na parkiecie.
Wiecie przy. której piosence porwałem się do tańca? :)
Do tej pory mam ochotę się bujać. :D Mam nadzieję, że nikomu nie wykręciłem ramion ze stawów.
Tak czy inaczej, bardzo miło wspominam ten piątek. Cieszę się, że tam byłem i dziękuję organizatorką. <3
czwartek, 24 września 2015
Pora na kolejny wpis w tym tygodniu. Chyba się rozkręcam. :)
Dawno nie opisywałem swoich snów... Powód? Zwyczajnie po przebudzeniu ich nie pamiętałem, lub pamiętałem zbyt mało by cokolwiek z tego zapisać. Dziś było inaczej. Obudziłem się koło 2 i w głowie pozostał mi każdy szczegół snu. Oczywiście teraz nie wszystko zachowało się w tak dużym stopniu jak to widziałem w nocy. Sądzę jednak, że coś z tego mogę napisać i oto tu jestem.
Sen był jak zwykle (biorąc pod uwagę moją wyobraźnię) niecodzienny. Sam początek nie jest istotny, byłem z rodziną w mieście, wracaliśmy do domu przez nasz ryneczek i zatrzymaliśmy się tam na chwilę. Czekając na wszystkich zobaczyłem nieopodal nas zamieszanie. Podszedłem bliżej i zobaczyłem grupę ludzi przyglądających się stojącemu samochodowi. Widać było w ich oczach niepokój i szybko przekonałem się dlaczego. Auto było po wypadku, wyglądało jak podrzucone bo nigdzie nie było żadnych ofiar. Było odwrócone na bok i miało prześwity w podwoziu. Całe auto było niewyobrażalnie gorące, a spod niego buchały iskry. Z czasem dwa elementy podwozia zaczęły jakby od środka "świecić" żarem. Trudno mi to ubrać w słowa... wyglądało to tak jakby przez teleskop obserwować zbliżenie Słońca. Wszystko robiło się coraz jaśniejsze. Krzyknąłem by wszyscy stąd uciekali bo to auto zaraz wybuchnie. Wiem, że brzmi to teraz śmiesznie, ale we śnie takie nie było. W panice każdy brał nogi za pas, ja również. Odszukałem tylko resztę rodziny i w biegu wyjaśniłem im o co chodzi. Gdy już się nieco oddaliliśmy od ryneczku, zza kamienic dostrzegłem jasne promienie i aurę na niebie jak przy wschodzie słońca. Auto wybuchło z taką siłą, z jaką wybuchł reaktor jądrowy w Czarnobylu- jeśli ktoś widział na filmach to z pewnością skojarzy ten widok. Fala ognia, pyłu i iskier wzbiła się w powietrze. To auto było jak bomba atomowa.
Biegliśmy już wzdłuż naszej ulicy do domu. Gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu podszedłem do okna skąd mamy widok na rynek (nie bezpośredni, zasłaniają go kamienice, ale widzieliśmy niebo nad rynkiem). Wszystko ucichło, nie było już słychać ludzi i krzyków. Tylko na niebie pozostał ślad po samochodzie- zaczerwienione niebo.Chmura dymu nie opadała.
środa, 23 września 2015
Z danej chwili...
Jejku jak dawno mnie tutaj nie było. Kompletnie opuściła mnie wena na pisanie. Może trudno w to uwierzyć ale ja chcę pisać... problem w tym, że nie mam o czym. Post "Z danej chwili..." jest tym postem, w którym mogę napisać cokolwiek, niekoniecznie coś tematycznego i porywającego. Dlatego o wiele prościej mi się go pisze. :) Zatem do dzieła. Siedzę właśnie w pracy (tak nie mam teraz nic konkretnego do roboty) i czekam na śniadanie. Coś mi się zdaje, że czekają mnie leniwe trzy dni ale trudno- po środzie zawsze przychodzi? Piątek! Tak jest, druga część tygodnia zawsze szybko zlatuje. Mam nadzieję, że w weekend wreszcie dośpię nieco dłużej niż do 5. Tak mi się ciężko wstaje w tym tygodniu... Otwieram oczy i jest ciemno, mam wielką ochotę przewrócić się na drugi bok i zasnąć. Niestety nie jest mi to pisane od pn-pt. Ale oczywiście złośliwość jest wszechobecna w naszym życiu i w weekend po 5 będę wyspany jak nigdy. :/
No dobrze ale nie będę zapeszać. Zobaczymy za kilka dni.
Mam jeszcze w głowie pewną sprawę, którą chciałbym poruszyć ale nie wiem jak się za to zabrać. Ostatni tydzień był przygnębiający, ten zaczął się obiecująco, jednak ktoś o imieniu Którego Nie Będę Wymieniać zrobił znowu przerwę w kontaktowaniu się ze mną. Moje wesołe uszka, które postawiłem kilka dni temu znowu trochę opadły. Jak poczuje się lepiej i wróci do domu to ma mi je natychmiast postawić! :)
Ciągle myślę też o przeszłości i brakuje mi też innych osób, Których Imienia Nie Wolno Wymawiać. Jestem ciekaw ile z tych osób wgl. śledzi to co piszę, a ile o mnie zapomniało. Chciałbym by się odezwały. Tyle...
Kurde... muszę w końcu napisać jakiś bardziej treściwy wpis.
sobota, 29 sierpnia 2015
SPRAWY DUCHOWE
Ten post jest spontaniczny i zrodził się w mojej myśli zaledwie kilka minut temu. Po przeczytaniu pewnej odpowiedzi na asku zdałem sobie z czegoś sprawę. Mianowicie... całe 7 lat nie byłem na mszy w kościele. Z początku pamiętam, że chodziłem do kościoła bo wypadało, bo wszyscy tak robili to i ja tak postępowałem. Gdy pewnej niedzieli nie chciało mi się iść... rodzice wypominali mi, że muszę, bo przecież jak to nie można iść na mszę? No i chodziłem pod lekkim przymusem. Jednak z czasem coś się zmieniło. Nie wypominali, nie zmuszali... jakby zapomnieli, że powinienem. Tyle lat już minęło, a moja niedziela wygląda tak samo. Rodzice pierwsi idą do kościoła, potem siostra i babcia, a ja? Leżę w łóżku i wstaję gdy druga zmiana kościelna wraca do domu. Nikt mnie nie pyta czy byłem, czy idę... za stary jestem na takie pytania. Wreszcie czuję tę swobodę. Nie zmienia to faktu, że dziwnie się czuję. Poważnie, na mszy nie byłem bardzo dawno, ostatni raz moja noga stanęła w kościele w święta Wielkiej Nocy, gdy wszyscy zebrali się po Święconce w kościele by ucałować figurkę Jezusa. Wszedłem bo wypadało ale usiadłem w ławce i czekałem aż reszta wróci. Powiem Wam, że czułem się tam dziwnie. Nie żebym był jakiś opętany... ale odzwyczaiłem się od tych klimatów. Nigdy nie lubiłem całej tej polityki kościelnej. Nie lubię jej nadal... i nie rozumiem.
piątek, 28 sierpnia 2015
Z danej chwili...
Kurcze ale zaniedbałem bloga... Przepraszam, że zawodzę wszystkich potencjalnych czytelników. Ostatnio wyłączyłem swoje interaktywne zmysły i nie mam kompletnie pomysłu na wpisy, rozmowy i odpowiedzi (ask). Postaram się to zmienić w najbliższym czasie, ale niczego nie obiecuję.
Siedzę sobie teraz na asku, gg, słucham muzyki i tak właśnie pomyślałem o blogu. Wiecie... właśnie rozpocząłem urlop, 2 tygodnie tylko, ale zawsze coś. Wyśpię się, polenię i pogotuję. :) Tak, to mi do szczęścia na urlopie wystarczy. Nie będę zależny od pracy, czasu, brak stresu i sielankowe życie. Bardzo się cieszę, że będę mógł robić obiady dla siebie, siostry i babci. Moje ulubione godzinny funkcjonowania to właśnie te, w których mogę coś upichcić tj. 10-14. Później, po obiedzie zaczynam już wymyślać z nudów. Na szczęście zostawiłem sobie coś w zanadrzu. Oczywiście będę czytać moją książkę, która czekała na ten urlop cały miesiąc. Nie chciałbym całymi dniami przesiadywać przed komputerem i tv... dość się w pracy napatrzyłem na ekran.
Jak będzie? Zobaczymy. Urlopie, nadchodzę!
piątek, 21 sierpnia 2015
112
Numer 112 powinien znać każdy. Dziś dzwoniłem pod niego pierwszy raz w życiu. Miałem nadzieję, że nigdy nie będę musiał tego robić. Niestety sytuacja tego wymagała...
Godzina 7 rano, siedzę sam w biurze i słyszę pukanie do drzwi. Otwieram a tam nasza pani sprzątaczka... blada jak ściana, z ciężkim oddechem. Wypowiedziała tylko słowa: Czy może pan zadzwonić po karetkę? Zaraz dobiegłem do biurka, chwyciłem za tel i wpisałem 112, w momencie gdy usłyszałem jak kobieta osuwa się na podłogę. Przez telefon podałem adres, okoliczności w jakich dzwonię i dane osoby wymagającej pomocy. Poczułem ulgę gdy usłyszałem- zgłoszenie przyjęte.
Wróciłem do pani, podałem wodę i tkwiłem przy niej aż nie przyjechali. Z minuty na minutę było jej coraz lepiej. Wiecie co się stało? Przenosiła zapakowaną umywalkę- bóg wie po co... i ją upuściła na stopę. Bolała ją, zobaczyła krew i zaraz zrobiło jej się słabo. Nerwy, emocje i panika wzięły pewnie górę. Ciśnienie podskoczyło i kobieta odpływała.
Gdy ratownicy dojechali okazało się, że ma złamanie, zabrali ją do szpitala. Pomyślałem sobie wówczas, że niby tylko złamanie, a same skutki uboczne tj. duszności, niepokój, ciężki oddech, podwyższone ciśnienie... były bardziej niebezpieczne. Sam byłem zdenerwowany gdy dzwoniłem, a co dopiero ona. Na szczęście ją zabrali i później jak się dowiedziałem... była już w domu.
Wiecie co było dla mnie miłe? Jej słowa gdy odchodziła z ratownikami: "Dziękuję panu:"
sobota, 1 sierpnia 2015
niedziela, 26 lipca 2015
...
Nie bez powodu nadałem temu wpisowi tytuł: "...". Nie wiem jak go nazwać, pomysł na nowy ten post zrodził się w mojej głowie kilka minut temu. Siedziałem, słuchałem piosenki (którą teraz dodałem jaką nutkę startową do bloga) i patrzyłem w okno. Myślałem o wszystkim co było i przypominały mi się stare czasy. Były to czasy, w których miałem pełno znajomych, a rozmowy z nimi trwały całymi dniami. Jak to się stało, że kontakty się urwały? Tak po prostu, jednych zawiodłem inni tak po prostu odeszli znudzeni, ale w większym stopniu wszystko samo z siebie się zakończyło. Piszę to wszystko po to by oznajmić, że tęsknię za tamtymi czasami. Tęsknię za Wami wszystkimi. Dziś nie mam kontaktu z nikim spośród przyjaciół z podstawówki, gimnazjum, studium... utrzymuję kontakt z kilkoma osobami z liceum, to wszystko. Nie chcę być osądzany, ze znowu się użalam. Nie użalam, to moja wina wiem. Zmieniłem się bardzo i już nie potrafię niczego naprawić. Piszę to wszystko mając świadomość, że przeczyta to zaledwie 2% osób, do których ma to trafić. Powiem Wam coś jeszcze... chciałem kiedyś odnowić starą znajomość i napisałem smsa (choć mi zabroniono). Wiecie jak wyglądała rozmowa? - Hej. Co u Ciebie? Bardzo dawno nie widziałem Cię na gg. Wiem, że nie miałem się odzywać, ale tęsknię. Odpisz. - Chyba pomyliłeś numery. - To ja Cinek. - Nie znam żadnego Cinka. Proszę do mnie nie pisać. Zaniemówiłem jak to przeczytałem. Jak wróciłem do domu zaraz poszedłem do szafki i znalazłem kartkę z imieniem i nr osoby, do której pisałem. Pomyślałem, że może faktycznie nr pomyliłem, ale nie. Nr był taki sam jak wtedy gdy pisaliśmy całymi dniami. Zdałem sobie sprawę z tego, że tym ludziom faktycznie wiedzie się lepiej beze mnie. Może i tak, ale za przyjaciółmi się tęskni i to bardzo. Zwłaszcza tak jak teraz, gdy przypomina się wszystkie razem spędzone chwile. Inny przykład... na początku tygodnia odezwała się na gg osoba, z którą ostatni raz pisałem chyba 2 lata temu. Napisała "..." ja zaraz się odezwałem ale bez odpowiedzi. Tak wyglądała nasza "rozmowa".
Te i kilka innych osób znałem naprawdę już od dawna, pisaliśmy, graliśmy i rozmawiało nam się cudownie. Tęsknię też za osobami, które niedawno straciłem. Może lepiej, że tak się stało, nie będę samolubny. Nic nie zmieni faktu, że miło wspominam przeszłość. Wspólnie przeżytą.
Te i kilka innych osób znałem naprawdę już od dawna, pisaliśmy, graliśmy i rozmawiało nam się cudownie. Tęsknię też za osobami, które niedawno straciłem. Może lepiej, że tak się stało, nie będę samolubny. Nic nie zmieni faktu, że miło wspominam przeszłość. Wspólnie przeżytą.
poniedziałek, 20 lipca 2015
"COŚ"
Nie planowałem tego wpisu i wbrew temu co odpisałem pewnej osobie na asku... pojawił się dziś wpis. Oto on. Zdarzyło się ostatnio coś niecodziennego, co jest jednocześnie bardzo ciekawe, intrygujące i... zastanawiające. Co jest tematem tego wpisu? To:
... krzesło. Postanowiłem napisać Wam o tym co mnie spotkało w weekend. Do rzeczy... W piątek zasnąłem wieczorem jak suseł. Nic nie zakłóciło mojego snu i nie budziłem się w nocy. Ciekawie było o świcie. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju, a tu nagle... moim oczom ukazało się krzesło, które normalnie stoi przy biurku u siostry. Było ustawione tuż obok mojego łóżka, za głową. Nie miałem pojęcia skąd ono się tam wzięło. Normalnie ktoś by pomyślał, że pewnie sobie je ktoś przestawił. Ale nie u nas. To nie miało najmniejszego sensu, jego umiejscowienie nie wskazywało na nic co mogło usprawiedliwić to dziwne zjawisko.
Pierwsze co mi się nasunęło na myśl to kolejna nocna akcja siostry. Zdarzyło jej się kilka razy, że lunatykowała, robiła coś na wpół świadomie, a rano ledwo co pamiętała. Z rana zapytałem ją przez ścianę czy robiła coś w nocy z krzesłem. Coś jej świtało, ale nie przypominała sobie co takiego i po co to zrobiła. Jestem przekonany na 80%, że to jednak ona. Bo co innego... duch? Powiem szczerze, że gdyby nie jej poprzednie akcje to zacząłbym się nad tym poważnie zastanawiać. Ale w takich okolicznościach chyba nie ma co rozważać.
Jedno wiem... chciałbym mieć w pokoju kamerę. Ciekawie by było gdyby to całe zajście się nagrało. Z chęcią bym obejrzał i przekonał się na własne oczy co zaszło. W każdym razie krzesło było w niewskazanym dla niego miejscu. heh Żebyście widzieli moją minę. Takie typowe WTF? Moje oczy wędrowały.. krzesło-podłoga=myśli-krzesło. Pytanie co dalej...
Chyba założę sobie zamek z kłódką do pokoju... ;)
sobota, 18 lipca 2015
niedziela, 12 lipca 2015
FILMIK
Nie pamiętam już czy wstawiałem tu ten filmik... ale robię to z dedykacją dla
Katherine Mikaelson.
czwartek, 9 lipca 2015
niedziela, 5 lipca 2015
Z danej chwili...
Cześć Wam! Po jak zwykle długiej przerwie i za namową tajemniczej osoby, która napisała do mnie na asku zdecydowałem się na to... co teraz czytacie. ;) Postanowiłem napisać post z serii: "Z danej chwili..." ponieważ nie wymaga on większego skupienia- od tak nie napiszę ciekawego tematycznego wpisu. Dlatego na początek ten. Zacznę od najważniejszej i najbardziej dotkliwej sprawy... mianowicie UPAŁ. Boże zrzuć mnie do piekła dla ochłody, proszę. 30 stopni w pokoju i 40 na zewnątrz to nie moja bajka. Kocham chłód i nie znoszę słońca w pełni lata. Dziś przeszedłem sam siebie. Leciałem z mopem po pokojach i myłem panele zimną wodą... niestety mało to dało. Potem się wykąpałem w zimnej wodzie- było przyjemnie do momentu jak założyłem bokserki. Z miejsca zrobiło się gorąco na nowo. Może powinienem latać bez? (dobry żart, pośmialiśmy się) to by nic nie dało. :) Trudno trzeba się pomęczyć do czwartku. Podobno ma być lekkie ochłodzenie.
Teraz z innej beczki. Nie planowałem tego ale postanowiłem to i owo powiedzieć. Monika... nie ma się co zadręczać, nie musi się tak zachowywać i niech się nie psuje. Jeśli chce sprawić, żebym się czuł winny jej zachowaniu to jej się udaje. Osobiście jej nic nie napiszę ale chcę przekazać kolejny raz... NIE OKŁAMYWAŁEM CIĘ BO SAMA WIEDZIAŁAŚ CO I JAK. Dziękuję, więcej nie napiszę. O czym by teraz napisać... Siedzę piję piwo i słucham fajnej starej piosenki. Chcecie posłuchać? :) Proszę bardzo:
Niestety nie wiem dlaczego nie mogę wkleić bezpośrednio klipu... nie wyszukuje filmu. :/ Muszę wklejać odsyłacz. Świetne nagranie, od razu chce się żyć. Nie wiem co by tu jeszcze dodać z mojej strony by całość pasowała do danej chwili. Przez myśl przeszły mi pewne pomysły na zabawę... coś w stylu: wklejanie fragmentu swojego zdjęcia co jakiś czas po to by pod koniec móc je zestawić w jedno. Innym pomysłem było udostępnianie gg na piątkowe wieczory. :) Ale to tylko moje gdybanie więc spokojnie. Niestety muszę zakończyć ten wpis bo mama prosiła mnie bym pomógł jej ocenić czy tyle mąki starczy na chleb... czyt. chodź zarobić mi chleb. ;) Więc uciekam i do następnego razu. Pozdrawiam osobę, która mnie popchnęła do napisania tego wpisu.
niedziela, 28 czerwca 2015
PIOSENKI NIE BYLE JAKIE
Chyba każdy z nas posiada w swoim zbiorze muzycznym piosenki, które z czymś lub z kimś mu się kojarzą. Sam mam kilka takich, które adresowałem do osób pozytywnie lub negatywnie. Niektóre z nich przeciwnie... były adresowane do mnie, ale i tak kojarzą mi się z osobą, która mnie nimi "obdarowała". Zastanawiałem się nad tym czy umieścić imiona... ale chyba tego nie zrobię. Uniknę w ten sposób wszelkich niedogodności, zapytań itp. Dodam jeszcze jedną, która kojarzy mi się tylko i wyłącznie z TVD :) - znałem ją wcześniej ale jak zobaczyłem scenę z tą nutką... ah. <3 Ciekawe czy się domyślicie która to.
Zaczynamy!
1. Kojarzona z osobą / pozytywnie.
2. Jak wyżej.
3. Negatywnie.
4. Zgadnijcie. ;p
5. Negatywnie.
6. Pozytywnie.
7. Pozytywnie.
8. Negatywnie.
9. Negatywnie, bardzo.
10. Ostatnie... zgadnijcie.
środa, 24 czerwca 2015
Króciutko i na temat... Tej nocy miałem bardzo ciekawy sen, w którym bardzo spodobał mi się jeden wątek. Zwykle są one pomieszane i przeplatają się jeden w drugi. Przyśniło mi się to, czym interesuję się najbardziej. Bardzo się cieszę, że mogłem doświadczyć (w tak krótkim momencie ale zawsze) czegoś takiego. Co to było? Już piszę.
Znajdowałem się z rodziną w pewnym parku, a przynajmniej tak to wyglądało. Dużo zieleni, traw, pagórków ale nie było tam alejek, ludzi i żadnych śladów ludzkiej ingerencji. Przypominało to opuszczony park-las. Staliśmy na jednym z pagórków i z nieznanej mi we śnie przyczyny (lub nie pamiętam) zaczęliśmy rozkopywać ziemię. Wykopaliśmy tak jakieś 6 metrów i co odkryliśmy? Dziwnego rodzaju pochówki. Nie był to zwykły stary cmentarz. Znalezisko było czymś fascynującym! Na odkopanym terenie znajdowały się kamienne tabliczki umieszczone od siebie w pewnej odległości. Każda z nich zawierała wyryte imiona i nazwiska (jak można się domyśleć) zmarłych. Tuż pod nimi widniała data... 1384 rok. Nie wiem dlaczego akurat taka data pojawiła się w moim śnie. Ale to jeszcze nic. Nie byłoby to tak niezwykłe gdyby nie pewien szczegół charakteryzujący każdą z tablic. Czaszki. Na kamiennych płytach były ułożone czaszki, po jednej na tabliczkę. Zastanawialiśmy się, czy tak mogły wyglądać dawne pochówki zmarłych z tamtych lat. Kamienna tablica z danymi zmarłego, rok śmierci i jego czaszka ułożona na wierzchu. Możecie się domyślać co czułem we śnie i po przebudzeniu. Tematyka duchów, szczątków, pradawnych pochówków, archeologia, a wszystko to owiane tajemnicą... to coś co przyprawia mnie o dreszcze podniecenia. Przyznam, że rano zaraz po wybudzeniu się miałem wrażenie, że oglądałem jakiś film dokumentalny o takim znalezisku. O odkopanym starym cmentarzu z niecodziennymi pochówkami.
Oczywiście dalej działo się coś jeszcze, ale już nie było tak ekscytująco. Nie pamiętam szczegółów. Wystarczyło mi kilka minut takiego przeżycia jak opisałem wyżej. Jestem usatysfakcjonowany.
Bardzo mi się podobał ten sen, proszę więcej takich. :)
niedziela, 7 czerwca 2015
TOP 10: ZWIERZĘCE POTWORKI
Postanowiłem zrobić kolejną top listę czegoś naj... Tak jak kocham zwierzęta i nic do nich nie mam, tak istnieje kilka takich stworzeń, z którymi nie chciałbym mieć do czynienia "sam na sam". A oto kandydaci:
1. Rekin chochlik.
2. Ryba głębinowa.
3. Golec.
4. Krab japoński.
5. Mrówka ognista.
6. Palczak madagaskarski.
7. Skolopendra olbrzymia.
8. Skrzypłocz.
9. Skorpion.
10. Szerszeń.
sobota, 6 czerwca 2015
Z danej chwili...
Słucham, myślę, myślę i słucham... każdej piosenki z listy, leci jedna po drugiej. W tym momencie:
Wiecie co? Jest długi weekend, a ja czuję się przygnębiony. Wczorajszy dzień był udany ale pozostałe- łącznie z dzisiejszym... to jedna wielka nuda. Ni liczyłem na nic wielkiego, w końcu nie lubię życia towarzyskiego, nie lubię być zmuszanym do czegoś, do wyjścia na siłę. Lubię tę swobodę choć niekiedy (tak jak teraz) mnie ona przygnębia. Potrzebuję kogoś do pogadania, a nie mam obecnie nikogo pod ręką. Druga butelka Żubra opróżniona więc zebrałem się na popisanie z Wami tak na forum. Ta odrobina alkoholu sprawia, że jestem bardziej wylewny. Piszę to co mi leży na sercu bez obawy, że ktoś mnie zmiesza z błotem. Teraz mi wszystko obojętne. Co do % boję się... Wpadłem w pułapkę, z której ciężko mi wyjść. Może nie są to wielkie ilości ale codzienne pojenie się nie wróży nic dobrego. Zbyt wiele okazji, wolnych dni i samotności w domu.
*po dłuższej chwili myślenia* Co ja się użalam...
Ja tu pierdu pierdu, a nutka się zmieniła.
Aby rozweselić ten pochmurny post dodam, że dzisiejszego ranka ten Łobuziak Drops nie dawał mi spokoju. Zaczynając od śpiewu, dreptania po mnie i atakowania mojej twarzy, kończąc na gwałceniu mojego telefonu. Poważnie... musiałem twarz przykryć kołdrą bo by mnie zadziobał. Ps. Teraz siedzi koło myszki i patrzy w monitor- obserwuje Was. Ptaszek w łóżku to jednak uciecha, mój ptaszek... znaczy każdy ptaszek... swój... nie obcy... ten z piórkami... eh. Ciekawskie stworzenia. :)
Teraz kończę ten wpis, może najdzie mnie ochota na napisanie kolejnego. Jak nie dziś to niebawem- cześć!
15 NAJBARDZIEJ ZNIENAWIDZONYCH RZECZY
- Whisky (próbowałem dziś się przekonać... nic z tego).
- Zrzędliwość starszych osób w tramwajach, sklepach itp.
- Puszczalstwo.
- Rap/Hip-hop.
- Mocno zaznaczone henną brwi. (zarówno te grube jak i cienkie linie).
- Upały powyżej 24 stopni.
- Wykorzystywanie swojej pozycji kosztem niżej postawionych osób.
- Seksizm.
- Zwrot: każdy facet jest taki sam.
- Oliwki.
- Anal na kobiecie.
- Hałas.
- Gdy kobieta narzeka na samą siebie po to bym zaprzeczył.
- Tłumy i życie publiczne.
- Krępujące i trudne pytania zadawane przez płeć przeciwną.
środa, 3 czerwca 2015
DZIECI REINKARNACJI
Kolejny raz znalazłem w Onecie coś co przykuło moją uwagę. Cieszę się, że "Dzieci reinkarnacji żyją wśród nas", bo taki tytuł nosi artykuł... pojawił się na tym portalu. Pomyślałem, że klimatem pasuje do bloga i równie dobrze mógłbym wkleić link do całości, ale nie na tym polega pisanie wpisu. Przedstawię kilka ciekawych wzmianek, które zostały tam opisane. Czy sam wierzę w reinkarnację? Pytanie jest tak samo skomplikowane jak to czy wierzę w duchy. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Nie podchodzę do całości sceptycznie, a raczej ostrożnie. Odpowiem: nie wiem, po prostu nie wiem. Nie spotkałem się nigdy z takim przypadkiem. Myślę, że nawet Ci którzy mieli z tym styczność nie do końca zdawali sobie z tego sprawę, przeciwnie do przypadków, które opisuje Onet...
W lutym 2015 r. zrobiło się głośno o historii 5-letniego Luke’a Ruehlmana z Cincinnati, którego rodzice byli przekonani, że ich syn, nim przyszedł na świat… żył jako ktoś inny. Kiedy chłopiec miał dwa lata, zaczął opowiadać o tajemniczej "Pam". Któregoś dnia matka zapytała go wprost, o kogo właściwie chodzi. Malec zaskoczył ją wtedy deklaracją: "To byłem ja… No tak było kiedyś, ale potem umarłem i poszedłem do nieba" - powiedział Luke, dodając, że następnie urodził się na nowo. Wypytując dalej, Erika Ruehlman dowiedziała się, że Pam miała czarne włosy, często jeździła pociągiem do Chicago i zginęła w pożarze wieżowca.
Dzieci mają wybujałą wyobraźnię i mówią wszystko to co im się zrodzi w głowie. Tylko jak wytłumaczyć to, że opisywał coś i kogoś, kto tak na prawdę kiedyś żył? Do biblioteki czy archiwum raczej nie poszedł by poczytać w aktach i artykułach. Na to nie ma już wyjaśnienia i to jest intrygujące, skłania do tego by w to wszystko zacząć wierzyć.
W maju 1957 r. 11-letnia Joanna i 6-letnia Jacqueline zostały śmiertelnie potrącone przez samochód. Ich siostry bliźniaczki przyszły na świat rok później i kiedy nauczyły się mówić, w ich wspólnych rozmowach pojawiały się wzmianki o poprzednim życiu. Siostry mówiły między sobą o "wypadku, w którym zginęły", rozpoznawały dawne zabawki i otoczenie (także w Hexham, skąd Pollockowie wyprowadzili się po tragedii). Zauważalne były również analogie w znamionach, charakterze i uzdolnieniach między bliźniaczkami a ich zmarłymi siostrami. Sprawa wiązała się jednak ze sporą krytyką, gdyż to rodzice mogli na siłę "ukształtować" Jennifer i Gilian na następczynie zmarłych. Pollockowie temu jednak zaprzeczali.
Wspólnie z siostrą nie mamy podobnych doświadczeń. Przyznam, że choć do dziwne i nieco przerażające to budzi niesamowite zainteresowanie. Miałbym o czym opowiadać i byłyby to 100% historie z życia wzięte. Wtedy dałbym sobie głowę uciąć za ich autentyczność- w końcu... powróciłbym w innym wcieleniu. ;)
Te historie kojarzą mi się z książką, o której Wam kiedyś wspominałem: "Dowód". W niej również przedstawili dowód na istnienie życia po śmierci. Dla osób, które nie czytały, zachęcam do cofnięcia się w czasie i doczytania.
Przesyłam również cały artykuł z Onetu, jakby ktoś był zainteresowany większymi szczegółami reinkarnacji.
Oczywiście obejrzę w domu film, o którym wspomniano tj. "Chłopiec, który żył już kiedyś."
niedziela, 24 maja 2015
Miałaś nie płakać, miałaś być twarda
Co z Tobą jest
Miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić
Zapomnieć mnie
Miałaś nie płakać, świat poukładać
Żeby miał sens
Łatwo mówi się - ja wiem
Na drugą stronę chmur najlepiej wrócę
Nie umiem pomóc znów, bezsilny żal
Żeby choć na spojrzenie, czuły gest
Czy to jest aż tak wiele - chyba jest.
sobota, 23 maja 2015
"KTO CZYTA KSIĄŻKI, ŻYJE PODWÓJNIE"
Dzisiejsze sobotnie popołudnie sprzyja memu porządkowemu nastrojowi. Zanim zasiadłem przed komputer by napisać to i owo na blogu zabrałem się za układanie książek w biblioteczce. Z początku miałem zamiar powycierać kurze ale ściągałem książkę po książce i postanowiłem wszystko zebrać do "kupy". W mojej (naszej) kolekcji są książki bardzo stare, pamiętające czasy mojej babci z młodości jak i nowsze bestsellery. Zbiór jak widać na niżej załączonym zdjęciu jest bardzo urozmaicony. Na zakupy starszych książek nie miałem wpływu, są to gł. lektury, słowniki i encyklopedie- gdzieś je trzeba trzymać (choć niekoniecznie o czym wspomnę później). Na pierwszy rzut oka widać, które czytałem i które były kupione stosunkowo niedawno w porównaniu do wydań z 1987 r. Wampiry, kryminały, fantasty, wymienione wyżej lektury, encyklopedie, poradniki, a bardziej spostrzegawczy dostrzegą też dwie książki +18, a raczej poradniki. Ps. swoją drogą są tam ciekawe ilustracje i rysunki anatomiczne. ;)
Co tu wymieniać... zobaczcie sami:
Póki co nad lekturami się zlitowałem i je upchałem gdzieś na tyły. Poszukam w internecie jakiś informacji, a w tygodniu przejdę się do biblioteki i wypytam. Może odzyskają drugie życie i ktoś przewietrzy ich kartki. Zobaczymy...
Co tu wymieniać... zobaczcie sami:
Jest tego dość sporo, zważywszy, że jako dziecko nie sądziłem iż będę posiadaczem takiego zbioru. Wcześniej nie lubiłem czytać, ale jak to mówią na starość się ludziom w głowie przewraca heh.
Niestety swoją biblioteczkę darzę szacunkiem i z bólem patrzę na to jak jej półki się uginają. Myślałem nad tym by te stare słowniki (nie potrzebne) i stare wydania lektur usunąć. Doszedłem do takiego wniosku gł. ze względu na to, że niekiedy tytuły się powtarzają. No ok... może usunąć to za ostre słowo. Chciałbym je komuś wydać, tak by może innym, biedniejszym osobom się przydały. W ostateczności przyszedł mi do głowy jakiś skup starych książek lub po prostu biblioteka. Spalić bym ich nigdy nie spalił. Podobno stare książki mają duszę, może i tak, ale u mnie ona się kurzy na uginających się półkach. :( Co o tym sądzicie? Macie jakieś pomysły?Póki co nad lekturami się zlitowałem i je upchałem gdzieś na tyły. Poszukam w internecie jakiś informacji, a w tygodniu przejdę się do biblioteki i wypytam. Może odzyskają drugie życie i ktoś przewietrzy ich kartki. Zobaczymy...
czwartek, 7 maja 2015
KYLIEJENNERCHALLENGE
Umysły dzisiejszych młodych ludzi (i nie tylko) zmniejszyły się do rozmiarów orzeszka ziemnego. Kolejne głupie wyzwanie i kolejne słuszne jego konsekwencje. Nie pojmuję takich zachowań... tak jak zjedzenie cytryny było powiedzmy mało inwazyjne tak to jest nierozważne i po prostu głupie.
Powiększanie ust za pośrednictwem podciśnienia nie może doprowadzić do niczego dobrego. W obrębie warg zasysa się spora ilość krwi, usta puchną, a po zejściu opuchlizny pozostaje coś w rodzaju krwiaka. Serio warto sobie robić taką krzywdę? Brak mi na to słów.
Posłużę się artykułem...
http://kobieta.onet.pl/uroda/nowa-niebezpieczna-moda-wsrod-nastolatkow-to-glupie-i-obrzydliwe/p6he1d
Po pierwsze wyglądacie idiotycznie. Po drugie robicie sobie krzywdę. Po trzecie namawiacie tym innych. Po czwarte... plujecie do słoików i butelek. Zachowalibyście chociaż śladową część mózgu, a tak? Ostatnie jego resztki zasysacie do wspomnianych pojemników czy odkurzacza wykonując to idiotyczne wyzwanie.
Dziękuję za uwagę.
Powiększanie ust za pośrednictwem podciśnienia nie może doprowadzić do niczego dobrego. W obrębie warg zasysa się spora ilość krwi, usta puchną, a po zejściu opuchlizny pozostaje coś w rodzaju krwiaka. Serio warto sobie robić taką krzywdę? Brak mi na to słów.
Posłużę się artykułem...
http://kobieta.onet.pl/uroda/nowa-niebezpieczna-moda-wsrod-nastolatkow-to-glupie-i-obrzydliwe/p6he1d
Po pierwsze wyglądacie idiotycznie. Po drugie robicie sobie krzywdę. Po trzecie namawiacie tym innych. Po czwarte... plujecie do słoików i butelek. Zachowalibyście chociaż śladową część mózgu, a tak? Ostatnie jego resztki zasysacie do wspomnianych pojemników czy odkurzacza wykonując to idiotyczne wyzwanie.
Dziękuję za uwagę.
sobota, 25 kwietnia 2015
INWENCJA OBIADOWA
Cześć i czołem po kolejnej dłuższej przerwie. :) Siedzę sobie właśnie przy czarodziejskim napoju zwanym piwem i słuchając Open FM pomyślałem, że tu wpadnę. Nie ukrywam... chciałem się pochwalić co sobie wymyśliłem na dzisiejszy obiad.
Inspiracji szukałem w kraju, w którym ludność posiada wrodzoną cechę ułatwiającą im użeranie się z jaskrawymi promieniami słońca dnia codziennego. Skośne oczy. ;] Lubię azjatycką kuchnię co nie znaczy, że sam stworzyłem danie od zera. Skorzystałem tylko z gotowej mieszanki warzyw. ;c
Inspiracji szukałem w kraju, w którym ludność posiada wrodzoną cechę ułatwiającą im użeranie się z jaskrawymi promieniami słońca dnia codziennego. Skośne oczy. ;] Lubię azjatycką kuchnię co nie znaczy, że sam stworzyłem danie od zera. Skorzystałem tylko z gotowej mieszanki warzyw. ;c
Smakowite? ^ ^
Może wygląda na skomplikowane, ale jeśli nie bawimy się w krojenie warzyw to prosta sprawa. Użyłem chińskiej mieszanki warzyw (mrożonka). Wrzuciłem ją na rozgrzaną odrobinę oleju podsmażyłem, dodałem kilka łyżek wcześniej ugotowanego ryżu i doprawiłem. Dolałem trochę sosu sojowego, sosu teriyaki, dwie szczypty imbiru, minimalną ilość soli i wszystko razem chwilę podsmażałem. Efekt? To co zjadłem widzicie wyżej. :) A... zapomniałem. Wsypałem jeszcze przyprawę chińską, która była w mrożonce. Sądzę jednak, że i bez niej można się obyć. Należałoby dodać tylko nieco więcej przypraw by zaostrzyć smak.
Naprawdę polecam takie danie. Jest bezmięsne i lekkie, a właśnie dziś miałem ochotę na taki rarytas.
PS. Teraz muszę uciekać do kuchni zrobić chleb. - mógłbym w niej spędzić cały dzień. <3
wtorek, 21 kwietnia 2015
Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za szczere (mam nadzieję xd) życzenia, symboliczne prezenty- jeden specjalny, anonimowy. :) Takie drobiazgi, a zawsze cieszą i wiecie co? Chociaż wczoraj miałem urodziny to życzenia złożyliście mi tylko Wy, siostra i przyjaciółka. Najbliższa rodzina zrobiła to już w niedzielę bo tego dnia je wyprawialiśmy. heh Tym bardziej wczorajszy dzień należał do Was. Pokazaliście, że jesteście na poziomie.
Jeszcze raz z całego serca dziękuję! <3
Jeszcze raz z całego serca dziękuję! <3
poniedziałek, 20 kwietnia 2015
RANKING: KUCHARZE, RESTAURATORZY
1. Okrasa.
2. Gordon Ramsay.
3. Curtis Stone.
4. Magda Gessler.
5. Wojciech Modest Amaro.
6. Pascal Brodnicki.
2. Gordon Ramsay.
3. Curtis Stone.
4. Magda Gessler.
5. Wojciech Modest Amaro.
6. Pascal Brodnicki.
piątek, 17 kwietnia 2015
TVD CO TY WYPRAWIASZ?
Nigdy nie sądziłem, że tak pomyślę... The Vampire Diaries się psuje! Nie dość, że robią olbrzymie przerwy w emisji i dodawaniu nowych odcinków to jeszcze sama treść serialu nie powala. Brakuje tego co miały pierwsze sezony. Nie ma już takiej dynamiki, elementu zaskoczenia, scen zapierających dech w piersiach i fabuły, która była gł. magnesem sięgania po kolejny odcinek (który wychodził co tydzień...). Serial zrobił się nieco nudny, ciągnięty na siłę. Przekonało mnie do tego również to, że przeczytałem na stronie TVD wieści i rzekomym odejściu Niny Dobrev z serialu w uwaga- kolejnym sezonie. No i sami oceńcie. Wszystko na gwałt. Głównej bohaterki nie będzie, ale nowy sezon musi być. -.- Już bym wolał, żeby obecny sezon został nakręcony na poziomie i tym samym zakończony z klasą. Nie wiem jakiego węża mają producenci w kieszeni, ale to wszystko nie wygląda kolorowo.
Zauważyłem duży kontrast pomiędzy TVD, jego pokrewnym serialem czyli The Originals. Może to dlatego, że TO niedawno zaczęło swoją działalność ekranową. Jest w miarę świeżym serialem, bez udziwnień i wątków na siłę.
Odcinki są emitowane w miarę regularnie, a już na pewno częściej niż TVD przez co odnoszę wrażenie, że więcej "siedzę" w tym serialu. Nie ma tu wątków pobocznych i producenci nie skupiają się na osobach pobocznych. Tak jak w ostatnim odcinku Pamiętników. Po co ta wzmianka o Sarah Salvator? Postać ważna jak cholera... z mojej strony wyglądało to jak zapychacz. Tak jak dla pojawienia się matki braci Salvator mam wytłumaczenie tak dla tej dziewczyny nie. Sądzę, że pod koniec tego sezonu lub w następnym akcja będzie się kręciła dookoła tych umarlaków, których zostawiła mamusia, a którzy się pożywili Kai'em. Zapewne tak będzie. Rozumiem, w każdym sezonie jest jakiś... wróg. Nie broni to jednak serialu przed faktem, że się serio zepsuł. No i jeszcze wspomnę o romansie między Caroline, a Stefanem i wyłączeniu człowieczeństwa. Gdzie gł. wątek? Serial i bohaterowie podzielili się na kilka różnych i indywidualnych historyjek. Damon-Elena-Mama, Stefan-Caroline, Matt-Sarah-Enzo, Bonie-Kai-Damon. Nie wiem czy ten serial stanie na nogi. Zauważyłem, że nawet spadł z pierwszego miejsca na stronie z serialami online. Widocznie nie tylko ja mam o nim takie zdanie.
Zauważyłem duży kontrast pomiędzy TVD, jego pokrewnym serialem czyli The Originals. Może to dlatego, że TO niedawno zaczęło swoją działalność ekranową. Jest w miarę świeżym serialem, bez udziwnień i wątków na siłę.
Odcinki są emitowane w miarę regularnie, a już na pewno częściej niż TVD przez co odnoszę wrażenie, że więcej "siedzę" w tym serialu. Nie ma tu wątków pobocznych i producenci nie skupiają się na osobach pobocznych. Tak jak w ostatnim odcinku Pamiętników. Po co ta wzmianka o Sarah Salvator? Postać ważna jak cholera... z mojej strony wyglądało to jak zapychacz. Tak jak dla pojawienia się matki braci Salvator mam wytłumaczenie tak dla tej dziewczyny nie. Sądzę, że pod koniec tego sezonu lub w następnym akcja będzie się kręciła dookoła tych umarlaków, których zostawiła mamusia, a którzy się pożywili Kai'em. Zapewne tak będzie. Rozumiem, w każdym sezonie jest jakiś... wróg. Nie broni to jednak serialu przed faktem, że się serio zepsuł. No i jeszcze wspomnę o romansie między Caroline, a Stefanem i wyłączeniu człowieczeństwa. Gdzie gł. wątek? Serial i bohaterowie podzielili się na kilka różnych i indywidualnych historyjek. Damon-Elena-Mama, Stefan-Caroline, Matt-Sarah-Enzo, Bonie-Kai-Damon. Nie wiem czy ten serial stanie na nogi. Zauważyłem, że nawet spadł z pierwszego miejsca na stronie z serialami online. Widocznie nie tylko ja mam o nim takie zdanie.
Podsumuję całość krótko: TVD mniej gadania więcej robienia. Niech się dzieje!
wtorek, 14 kwietnia 2015
sobota, 11 kwietnia 2015
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Z danej chwili...
Tak jak pisałem przed świętami, piszę i po. Zatem- dobry wieczór, część i czołem. Postanowiłem kolejny raz dodać wpis "Z danej chwili" ponieważ właśnie w tym momencie nie mam z kim pogadać. Piszę więc do wszystkich. :)
Właśnie się wyciągnąłem i leżę na plecach (a to dziwne bo zwykle tak nie leżę) i rozmyślam. Już po świętach i przyznam... jakoś nie czułem ich magii. Czuję się jedynie rozleniwiony, a jutro do pracy. Pozostaje mi mieć nadzieję na ładną pogodę, która wpływa na mój nastrój. Chcę wiosnę i już.
Wracając do chwili obecnej, wiecie... zauważyłem że dawno nie dodałem wpisy z sennika. Powód? Ostatnio nie mam bądź nie pamiętam ciekawych i "fabularnych" snów. Nawiedzają mnie jakieś pojedyncze sceny, które nie współgrają ze sobą. Szkoda, lubiłem je opisywać. Zobaczymy co czeka na mnie tej nocy. Jeśli będzie strasznie, ciekawie, bądź.... gorąco, to z pewnością się tym podzielę. Tymczasem bolą mnie ręce od trzymania telefonu i muszę zmienić pozycję. Tą ważną informacją kończę wpis wpis. Dziękuję waszym oczom za uwagę.
Ps. Dla bardziej dociekliwych: kładę się na prawy bok. ;) Cześć.
Właśnie się wyciągnąłem i leżę na plecach (a to dziwne bo zwykle tak nie leżę) i rozmyślam. Już po świętach i przyznam... jakoś nie czułem ich magii. Czuję się jedynie rozleniwiony, a jutro do pracy. Pozostaje mi mieć nadzieję na ładną pogodę, która wpływa na mój nastrój. Chcę wiosnę i już.
Wracając do chwili obecnej, wiecie... zauważyłem że dawno nie dodałem wpisy z sennika. Powód? Ostatnio nie mam bądź nie pamiętam ciekawych i "fabularnych" snów. Nawiedzają mnie jakieś pojedyncze sceny, które nie współgrają ze sobą. Szkoda, lubiłem je opisywać. Zobaczymy co czeka na mnie tej nocy. Jeśli będzie strasznie, ciekawie, bądź.... gorąco, to z pewnością się tym podzielę. Tymczasem bolą mnie ręce od trzymania telefonu i muszę zmienić pozycję. Tą ważną informacją kończę wpis wpis. Dziękuję waszym oczom za uwagę.
Ps. Dla bardziej dociekliwych: kładę się na prawy bok. ;) Cześć.
sobota, 4 kwietnia 2015
COŚ OD SERCA
Trochę spóźnione ale jak najbardziej szczere życzenia chciałbym skierować w stronę Was wszystkich. Pragnę by każda osoba, którą znam lub która zna mnie była podczas tych krótkich świąt szczęśliwa. Odłóżmy wszelkie smutki, żale i gorycz na bok. Bo ile można? Mam na sumieniu nie jedną osobę i oceniały mnie bardzo negatywnie. Jakbym był najgorszym łotrem. Tu i teraz piszę, że nie jestem. Mam swoje uczucia, dumę i niestety jestem zawzięty. Tak na przyszłość piszę do innych... Nigdy nie chciałem nikogo ranić umyślnie i często bezpośrednio nie byłem źródłem nienawiści. Za bardzo się o tym rozpisałem.
Po drugie chciałbym życzyć wszystkim zdrowia. Ostatnio dookoła mnie pojawia się coraz więcej osób z kłopotami ze zdrowiem. Chciałbym z całego serca byście się lepiej czuli, żeby wszystko szło po Waszej myśli. Nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo się przejmuję Waszym zdrowiem i jak smuci mnie każde Wasze złe samopoczucie i stan. Zawsze chciałem być opatrunkiem na czyjeś rany i nie zmieniło się to do dziś. Potrzebujecie wsparcia czy rozmowy- zawsze będę. Wystarczy tylko, że chcecie. No właśnie... wystarczy mi "zawołanie" jakiś sygnał, gest. Niestety to stało się ostatnio rzadkim zjawiskiem. Nie lubię gdy ktoś wyraźnie mnie potrzebuje ale bezpośrednio się nie odezwie. Widzę to i teraz. Wiem, że pewna osoba czeka aż napiszę, niestety biorąc pod uwagę nasze ostatnie relacje nie zrobię pierwszego kroku- nie tym razem.
Wracając do tematu świąt. To, że życzę Wam jak najlepiej to już wiecie. Jednak wtajemniczę Was w coś jeszcze... Strugałem dziś jajka. Bolało ale jak ładnie wyszło. *u* Dobra, dobra- normalne jajka.
Napociłem się nad nimi niemiłosiernie, strugałem nożykiem, takim do tapet i szło to bardzo wolno. Wcale nie dały się tak łatwo zarysować. Oto co stworzyłem:
Po drugie chciałbym życzyć wszystkim zdrowia. Ostatnio dookoła mnie pojawia się coraz więcej osób z kłopotami ze zdrowiem. Chciałbym z całego serca byście się lepiej czuli, żeby wszystko szło po Waszej myśli. Nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo się przejmuję Waszym zdrowiem i jak smuci mnie każde Wasze złe samopoczucie i stan. Zawsze chciałem być opatrunkiem na czyjeś rany i nie zmieniło się to do dziś. Potrzebujecie wsparcia czy rozmowy- zawsze będę. Wystarczy tylko, że chcecie. No właśnie... wystarczy mi "zawołanie" jakiś sygnał, gest. Niestety to stało się ostatnio rzadkim zjawiskiem. Nie lubię gdy ktoś wyraźnie mnie potrzebuje ale bezpośrednio się nie odezwie. Widzę to i teraz. Wiem, że pewna osoba czeka aż napiszę, niestety biorąc pod uwagę nasze ostatnie relacje nie zrobię pierwszego kroku- nie tym razem.
Wracając do tematu świąt. To, że życzę Wam jak najlepiej to już wiecie. Jednak wtajemniczę Was w coś jeszcze... Strugałem dziś jajka. Bolało ale jak ładnie wyszło. *u* Dobra, dobra- normalne jajka.
Napociłem się nad nimi niemiłosiernie, strugałem nożykiem, takim do tapet i szło to bardzo wolno. Wcale nie dały się tak łatwo zarysować. Oto co stworzyłem:
Cud techniki i plastyki może to nie jest ale nie ma to jak własna robota.
Wesołych Świąt!
czwartek, 2 kwietnia 2015
Z danej chwili...
Odsunąłem się od internetu i to już jest jasne, oczywiste i widoczne. Postanowiłem jednak po dłuższej przerwie napisać post "Z danej chwili..." Otóż zbliżają się święta i z tej okazji- nie życzeń jeszcze nie składam. :) Z tej okazji biorę jutro dzień wolny na pichcenie w kuchni i sprzątanie. To oznacza, że dziś mam totalny luz i mogę się nacieszyć nowym nabytkiem. Tak... wreszcie zdobyłem się na odwagę i kupiłem sobie nowy telefon. LG G2 mini jest idealny do mojej ręki, bardzo mi się podoba z zewnątrz jak i wewnątrz. Wczoraj wieczorem nie miałem zbyt wiele czasu na jego dopieszczenie. Dlatego dziś czeka mnie ciąg dalszy.
W pracy mam ostatnio dużo roboty i nawet gdybym chciał to nie mogę do Was pisać. Dziwny klimat się tu ostatnio zrobił, mam na myśli gł. biuro. Ale nie będę się tutaj o tym rozgadywać.
Mam nadzieję, że przez te kilka dni wolnego będę miał okazję częściej tu zaglądać. Tymczasem, trzymajcie się!
sobota, 21 marca 2015
WIECZNE CIENIE
Możecie mnie okładać ile się da, zaniedbuję internet. Jednak dziś znalazłem, krótki ale zawsze... temat do nowego wpisu. Chwilę wcześniej szukałem informacji w google na temat, który jak najbardziej odpowiada moim gustom. Wszystko co niezwykłe, niecodzienne, wstrząsające i poruszające przykuje moją uwagę. Czego tym razem się dowiedziałem?
Zacznę od tego, że osobiście nie słyszałem o tym, o czym zaraz niżej napiszę. Może dla Was nie będzie to nic nowego i zaskakującego...
1945 roku spuszczono bombę atomową na Hiroszime. To bez wątpienia najbardziej dotkliwy cios jaki można zadać wrogowi. Ale nie będę się na ten temat rozpisywać, to nie podręcznik do historii. Chodzi o sam fakt napromieniowania i szkód jakie ono wyrządziło... a także co pozostawiło po sobie. Bardziej oczytani "fani" tego bloga zapewne pamiętają post, w którym wspominałem o wybuchu elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Dla świętego spokoju daję odsyłacz do tych informacji:
Zacznę od tego, że osobiście nie słyszałem o tym, o czym zaraz niżej napiszę. Może dla Was nie będzie to nic nowego i zaskakującego...
1945 roku spuszczono bombę atomową na Hiroszime. To bez wątpienia najbardziej dotkliwy cios jaki można zadać wrogowi. Ale nie będę się na ten temat rozpisywać, to nie podręcznik do historii. Chodzi o sam fakt napromieniowania i szkód jakie ono wyrządziło... a także co pozostawiło po sobie. Bardziej oczytani "fani" tego bloga zapewne pamiętają post, w którym wspominałem o wybuchu elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Dla świętego spokoju daję odsyłacz do tych informacji:
Hiroszima została dotknięta tym samym skutkiem, jednak jest coś co mnie zaciekawiło. Nie trzymając Was dłużej w niepewności napiszę po prostu: wieczne cienie...
Ciekaw jestem ile osób już wie o co chodzi, a ile się zastanawia co ja wypisuję. Opisuję, przedstawiam i objaśniam. Wieczne cienie bądź jak je inaczej nazywają permanentne, są pozostałościami po ofiarach i przedmiotach napromieniowanych. Innymi słowy podczas wybuchu bardzo silne promieniowanie ingeruje w otaczający teren i albo go niszczy (w przypadku słabszych tkanek organicznych) albo napromieniowuje na długie lata (przedmioty martwe). W tym momencie mam wątpliwości ponieważ nie znalazłem informacji potwierdzającej te tezy. Przedstawię to co udało mi się znaleźć.
Podczas wybuchu promieniowanie rozświetliło cały teren i wszystko co stanęło na jego drodze zostało naświetlone. To co znajdowało się za "przeszkodą" czyt. człowiek, przedmiot- nie zostało bezpośrednio "oświetlone". Promieniowanie miało tak silną moc, że powodowało zwęglenie tkanek i odparowanie wszelkich organicznych związków. Co dawało jednoznaczny skutek- śmierć. Ale do czego zmierzam... Teren, który został zasłonięty przez coś lub kogoś pozostał w stanie nienaruszonym, jeśli chodzi o bezpośredni kontakt z promieniami. Cała reszta została wybielona, tak jak reklamy na ulicy czy farba po wielomiesięcznym czy letnim wystawieniu na słońce. Hiroszima nie musiała długo czekać na taki efekt ponieważ tamto promieniowanie było o wiele silniejsze i skróciło ten czas. Efekt? Wieczne cienie, które do dziś można zobaczyć. Na chłopski rozum są one częścią obszaru z czasów sprzed spuszczenia bomby. Mówi się, że promieniowanie zamieniało w pył ludzi, którzy pozostawili po sobie tylko cień.
Jak już gdzieś wspomniałem, lubię wszystko to co jest pozostałością po faktycznych wydarzeniach. To namacalny dowód przeszłości i moim zdaniem głębsze przekazanie (w tym wypadku) ogromu katastrofy, rozpaczy i bezradności.
Same zdjęcia zrobiły to na mnie ogromne wrażenie. Dziwię się, że wcześniej to do mnie nie dotarło. Może obiło mi się o uszy i nie przywiązałem do tego wagi? Nie wiem... Cieszę się, że wzbogaciłem się o kolejne informacje z tematyki, która mnie interesuje. Mam nadzieję, że i Was tym zainteresowałem.
sobota, 14 marca 2015
MINIONY TYDZIEŃ
Hej! Ostatnio z pewnością wykazałem małą aktywność internetową, wiem to doskonale. Wszystko było spowodowane pewnym maleństwem. Niepostrzeżenie wszedł do mojego ciała, zaklimatyzował się i siał spustoszenie. Złapałem jakiegoś wirusa...
Zaczęło się w niedziele wysoką gorączką, w następnej kolejności poszedłem do lekarza i z antybiotykiem w dłoni wróciłem do domu. Dostałem L4 i leżałem w łóżku do czwartku. Pod koniec tygodnia gorączka mi spadła, dlatego nie mogłem już wyleżeć. Muszę powiedzieć, że moje gardło dawno tak nie dostało "w kość". Potworny ból, gorączka, katar... no coś okropnego. Na szczęście większość objawów już minęła, męczę się teraz z odrywającym się kaszlem. Częste odchrząkianie serwuje mi uczucie palenia w przełyku i za mostkiem. No ale kiedyś musi się to skończyć, co nie?
Jutro ostatni dzień biorę antybiotyk i mam nadzieję, że w poniedziałek w pracy nie będę się tak męczyć. Wiecie jak to jest, w domu można się nakaszleć i (nie ładnie napiszę) nasmarkać bez skrępowania. Zobaczymy jak będzie.
Przepraszam, że zawiodłem i nie wykazywałem zainteresowania internetem. Niestety miałem kiepskie samopoczucie i nawet do komputera nie dochodziłem. Byłem tylko na telefonie, a kilka osób już wie, że nie lubię pisać na nim wypracowań. Zostało mi tylko GG i szybkie odpowiedzi na asku. Skoro o tym mowa... nie miałem za wielu pytań dlatego od razu rozwiewam wszelkie wątpliwości, że olewam i nie piszę. Zauważyłem, że istnieje pewna zależność na asku i ogólnie w sieci: jesteś nieaktywny - jesteś niewidoczny. Tak też było, ja siedziałem cicho, inni też. Z drugiej strony może to i lepiej. Odzwyczajam się od aska i nie czuję już takiego uzależnienia jakie miałem w zeszłym roku. Wchodzę, odpowiadam, oddaję lajki i wychodzę. Tyle.
Zaczęło się w niedziele wysoką gorączką, w następnej kolejności poszedłem do lekarza i z antybiotykiem w dłoni wróciłem do domu. Dostałem L4 i leżałem w łóżku do czwartku. Pod koniec tygodnia gorączka mi spadła, dlatego nie mogłem już wyleżeć. Muszę powiedzieć, że moje gardło dawno tak nie dostało "w kość". Potworny ból, gorączka, katar... no coś okropnego. Na szczęście większość objawów już minęła, męczę się teraz z odrywającym się kaszlem. Częste odchrząkianie serwuje mi uczucie palenia w przełyku i za mostkiem. No ale kiedyś musi się to skończyć, co nie?
Jutro ostatni dzień biorę antybiotyk i mam nadzieję, że w poniedziałek w pracy nie będę się tak męczyć. Wiecie jak to jest, w domu można się nakaszleć i (nie ładnie napiszę) nasmarkać bez skrępowania. Zobaczymy jak będzie.
Przepraszam, że zawiodłem i nie wykazywałem zainteresowania internetem. Niestety miałem kiepskie samopoczucie i nawet do komputera nie dochodziłem. Byłem tylko na telefonie, a kilka osób już wie, że nie lubię pisać na nim wypracowań. Zostało mi tylko GG i szybkie odpowiedzi na asku. Skoro o tym mowa... nie miałem za wielu pytań dlatego od razu rozwiewam wszelkie wątpliwości, że olewam i nie piszę. Zauważyłem, że istnieje pewna zależność na asku i ogólnie w sieci: jesteś nieaktywny - jesteś niewidoczny. Tak też było, ja siedziałem cicho, inni też. Z drugiej strony może to i lepiej. Odzwyczajam się od aska i nie czuję już takiego uzależnienia jakie miałem w zeszłym roku. Wchodzę, odpowiadam, oddaję lajki i wychodzę. Tyle.
sobota, 7 marca 2015
RANKING: Ciasta.
1. Karpatka.
2. Tort migdałowy.
3. Brzdąc.
4. Tort truflowy (od Sowy).
5. Ciasto "Kubuś".
6. Sernik z ananasem.
7. Mazurek wielkanocny (naszej roboty).
Subskrybuj:
Posty (Atom)