Ostatniego roku zacząłem próbować takich piw, których wcześniej nie piłem i ku memu pozytywnemu zaskoczeniu udało mi się wyłonić kilka faworytów. "Nigdy nie próbowałem" to już samo w sobie oznacza, że nie są to takie tradycyjne koncerniaki typu. Lech, Żywiec, Harnaś itp.
Kilka z tych piw należy do mniejszych browarów, takich bardziej... regionalnych. Nie chcę tu uchodzić za znawcę i nie będę tutaj wnikać w opisywanie koloru, nut i smaku. Mogę tylko polecić te dobre piwka. :) Zatem rozlewam:
1. Złote Lwy.
2. Książęce Pszeniczne.
3. Kasztelan niefiltrowane.
4. Łomża 330ml (nie mylić ze zwykłą Łomżą Export w zielonej butelce 500ml).
5. Johannes (brwar Amber tak jak Złote Lwy).
7. Irlandzkie ciemne.
6. Usteckie ciemne.
Właśnie jestem po Złotym Lwie i jak teraz wypiłem pierwszy łyk Harnasia to przyznam... czuć, że to piwo produkowane na skalę krajową, które idzie na ilość nie na jakość. Co nie znaczy, że jest okropne, inaczej bym nie pił Harnasia. Chodzi tu raczej o styl tych dwóch piw. Popularne piwa mają puste i podobne smaki, takie żeby po prostu wypić by się napić. Pozostałe, mniej znane mają głębię. Oczywiście zdarzyło mi się upić i takie piwo, które jak dla mnie było okropne. Przyznam Wam, że jakiś czas temu kupiłem sobie piwo typu Koźlarz był to bodajże Żywice Bock (ale nie dam sobie niczego uciąć, nie pamiętam bo jeszcze jakieś piłem i nie wiem, które było tym okropnym).
Mocna kawa, przypalony karmel i gorycz- to towarzyszyło temu ciemnemu trunkowi. Znajdą się jego zwolennicy, ale to nie moja bajka. :)
Moją bajkę już poznaliście w tym wpisie i w poprzednim.