Dzisiejszej nocy miałem sen, który (gdyby zdarzył się w życiu) nazwałbym koszmarem. Nie do końca tak było. Poczułem w nim przypływ adrenaliny i doświadczyłem czegoś ekstremalnego. Mowa tu o potężnym sztormie i tsunami.
Zaczęło się zupełnie niewinnie. Byłem z rodziną i innymi ludźmi na małej plaży, dość charakterystycznej. Z obu stron była otoczona skałami, ponieważ znajdowała się u podnóża klifu. Miała może 5m szerokości i jakieś 100m długości. Pierwsze skojarzenie jakie miałem to plaża w jednym z odcinków Jasia Fasoli, gdy przebierał się w kąpielówki przy niewidomym. Kojarzycie?
Z tą różnicą, że w moim śnie to była naturalna plaża, w sensie... bez takiej zabudowy, była tylko stroma ściana, na której była założona taka siatka by morze za bardzo nie podmywało klifu.
Wracając do tematu snu... z początku morze było spokojne. Pływałem w nim gdy z minuty na minutę fale stawały się coraz większe. Z perspektywy pływającego nie było tego widać do momentu aż fala nie uniosła mnie sporo nad poziom morza. Wyszedłem (już z trudem) na brzeg z pozostałymi i dopiero zdaliśmy sobie sprawę, że mamy kłopoty. Fale osiągały tak wielkie rozmiary, że przykrywały całe niebo. Uderzały z impetem o skalną ścianę pod którą staliśmy, w rzędzie jak kaczki. Nie zmywało nas, ponieważ znajdowaliśmy się pod samym grzbietem fali- jak surfing:
Nie śmiejcie się tylko ale na szybko naszkicowałem jak to mniej więcej wyglądało, całą plaża itd.
Wszyscy kierowali się w ślimaczym tempie do wyjścia, ponieważ z klifu osypywały się kamienie i lała się woda. Ja byłem po prawej str. patrząc na moje "dzieło". Miałem sporo do przejścia, a morze zabierało nam kolejne fragmenty plaży, zostało nam już niemal 0,5 m samego piasku.
To było takie wielkie przeżycie, oczywiście strach też, ale przede wszystkim adrenalina. Mało kto znajdował się przecież pod takimi falami, a sen był tak realny, że otwarcie mogę przyznać. Ostatniej nocy byłem w takiej sytuacji i dziwię się, że od nadmiaru wody jaka mi się śniła nie zmoczyłem łóżka. Zwaliłbym oczywiście wszystko na fale... ;> Bo przecież mokry byłem... na plaży. Mokry we śnie, mokry w łóżku. Dobra bo zaczynam coś majaczyć.
Tak więc podzieliłem się z Wami moim kolejnym niezwykłym snem. Mam nadzieję, że się spodobał, choć jak wspomniałem nie ma tu co opowiadać. Mało się działo, bo chodziło tu o sam sztorm, jednak emocje... oj polecam. :D