Ten post jest spontaniczny i zrodził się w mojej myśli zaledwie kilka minut temu. Po przeczytaniu pewnej odpowiedzi na asku zdałem sobie z czegoś sprawę. Mianowicie... całe 7 lat nie byłem na mszy w kościele. Z początku pamiętam, że chodziłem do kościoła bo wypadało, bo wszyscy tak robili to i ja tak postępowałem. Gdy pewnej niedzieli nie chciało mi się iść... rodzice wypominali mi, że muszę, bo przecież jak to nie można iść na mszę? No i chodziłem pod lekkim przymusem. Jednak z czasem coś się zmieniło. Nie wypominali, nie zmuszali... jakby zapomnieli, że powinienem. Tyle lat już minęło, a moja niedziela wygląda tak samo. Rodzice pierwsi idą do kościoła, potem siostra i babcia, a ja? Leżę w łóżku i wstaję gdy druga zmiana kościelna wraca do domu. Nikt mnie nie pyta czy byłem, czy idę... za stary jestem na takie pytania. Wreszcie czuję tę swobodę. Nie zmienia to faktu, że dziwnie się czuję. Poważnie, na mszy nie byłem bardzo dawno, ostatni raz moja noga stanęła w kościele w święta Wielkiej Nocy, gdy wszyscy zebrali się po Święconce w kościele by ucałować figurkę Jezusa. Wszedłem bo wypadało ale usiadłem w ławce i czekałem aż reszta wróci. Powiem Wam, że czułem się tam dziwnie. Nie żebym był jakiś opętany... ale odzwyczaiłem się od tych klimatów. Nigdy nie lubiłem całej tej polityki kościelnej. Nie lubię jej nadal... i nie rozumiem.
sobota, 29 sierpnia 2015
piątek, 28 sierpnia 2015
Z danej chwili...
Kurcze ale zaniedbałem bloga... Przepraszam, że zawodzę wszystkich potencjalnych czytelników. Ostatnio wyłączyłem swoje interaktywne zmysły i nie mam kompletnie pomysłu na wpisy, rozmowy i odpowiedzi (ask). Postaram się to zmienić w najbliższym czasie, ale niczego nie obiecuję.
Siedzę sobie teraz na asku, gg, słucham muzyki i tak właśnie pomyślałem o blogu. Wiecie... właśnie rozpocząłem urlop, 2 tygodnie tylko, ale zawsze coś. Wyśpię się, polenię i pogotuję. :) Tak, to mi do szczęścia na urlopie wystarczy. Nie będę zależny od pracy, czasu, brak stresu i sielankowe życie. Bardzo się cieszę, że będę mógł robić obiady dla siebie, siostry i babci. Moje ulubione godzinny funkcjonowania to właśnie te, w których mogę coś upichcić tj. 10-14. Później, po obiedzie zaczynam już wymyślać z nudów. Na szczęście zostawiłem sobie coś w zanadrzu. Oczywiście będę czytać moją książkę, która czekała na ten urlop cały miesiąc. Nie chciałbym całymi dniami przesiadywać przed komputerem i tv... dość się w pracy napatrzyłem na ekran.
Jak będzie? Zobaczymy. Urlopie, nadchodzę!
piątek, 21 sierpnia 2015
112
Numer 112 powinien znać każdy. Dziś dzwoniłem pod niego pierwszy raz w życiu. Miałem nadzieję, że nigdy nie będę musiał tego robić. Niestety sytuacja tego wymagała...
Godzina 7 rano, siedzę sam w biurze i słyszę pukanie do drzwi. Otwieram a tam nasza pani sprzątaczka... blada jak ściana, z ciężkim oddechem. Wypowiedziała tylko słowa: Czy może pan zadzwonić po karetkę? Zaraz dobiegłem do biurka, chwyciłem za tel i wpisałem 112, w momencie gdy usłyszałem jak kobieta osuwa się na podłogę. Przez telefon podałem adres, okoliczności w jakich dzwonię i dane osoby wymagającej pomocy. Poczułem ulgę gdy usłyszałem- zgłoszenie przyjęte.
Wróciłem do pani, podałem wodę i tkwiłem przy niej aż nie przyjechali. Z minuty na minutę było jej coraz lepiej. Wiecie co się stało? Przenosiła zapakowaną umywalkę- bóg wie po co... i ją upuściła na stopę. Bolała ją, zobaczyła krew i zaraz zrobiło jej się słabo. Nerwy, emocje i panika wzięły pewnie górę. Ciśnienie podskoczyło i kobieta odpływała.
Gdy ratownicy dojechali okazało się, że ma złamanie, zabrali ją do szpitala. Pomyślałem sobie wówczas, że niby tylko złamanie, a same skutki uboczne tj. duszności, niepokój, ciężki oddech, podwyższone ciśnienie... były bardziej niebezpieczne. Sam byłem zdenerwowany gdy dzwoniłem, a co dopiero ona. Na szczęście ją zabrali i później jak się dowiedziałem... była już w domu.
Wiecie co było dla mnie miłe? Jej słowa gdy odchodziła z ratownikami: "Dziękuję panu:"
sobota, 1 sierpnia 2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)