Takie rzeczy tyko w Poznaniu. :)
sobota, 24 września 2016
COŚ O URLOPIE
Jeszcze niedziela i koniec urlopu. Czeka mnie powrót do monotonii, do pracy i do rutyny. Muszę Wam jednak napisać, że te dwa tygodnie bardzo mi się dłużyły. Zwykle wolne, chorobowe czy zwykły weekend mija błyskawicznie, a tu proszę- taka niespodzianka.
O pierwszym tygodniu nie mam nie mam zbytnio czego pisać. Byłem w domu, na miejscu, jeździłem od działki, po sklepy, do domu. Mimo to i tak odpocząłem, pogotowałem obiady (co kocham) i beztrosko zasypiałem wieczorami nie myśląc o tym, ze rano muszę wstać do pracy.
Dużo więcej zrobiłem w drugiej części urlopu. Jak większość osób wie (a kilka informowałem) byłem 5 dni nad morzem. Odwiedziłem Ustkę mimo, że do morza mnie nie ciągnie od momentu gdy przestałem odwiedzać plażę z wiaderkiem, foremkami, łopatką i grabkami. :)
Zbiorę tutaj wszystko do kupy i opowiem o najciekawszych elementach mojego wypadu. Tak sobie myślę, że podzielę to na maleńkie rozdziały. Zatem do dzieła... ps. piszę to bardzo długo bo jednocześnie oglądam Kuchenne Rewolucje i oczy mi uciekają na ekran tv. ;>
Mieszkanko i spanko.
Z zewnątrz był to po postu domek letniskowy usytuowany w podwórku. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to ponurość. Okna były małe, a zadaszenie powodowało, że do pomieszczeń wpadała mała ilość światła. To był ten duży minus, który odczułem. Druga sprawa... było dość zimno ale taka już pora roku, nie trafiliśmy na ciepłe dni. Co do łóżka było w porządku. :) Nie miałem problemów z zasypianiem, ale jak zwykle budziłem się w nocy koło i nad ranem. Ogólnie powiem tak... miałem lepsze kwatery, z ładnym widokiem i światłem wpadającym przez okna, ale no nie będę aż tak narzekać. Było ok, na większą ocenę to nie zasługuje.
Jedzenie.
Pojadłem i popiłem ładnie. :) Chociaż... na to co wychodziłem to można powiedzieć, że mało jadłem. Co dziwne pochłonąłem tylko jedną smażoną rybę, 1,5 pizzy, 2x placki ziemniaczane i to chyba tyle. Wliczając w to oczywiście śniadanie w domku. Byłem dwa razy na plackach po węgiersku i były naprawdę świetne. Zrobiłem im nawet zdjęcie by pokazać babci. :)
O pierwszym tygodniu nie mam nie mam zbytnio czego pisać. Byłem w domu, na miejscu, jeździłem od działki, po sklepy, do domu. Mimo to i tak odpocząłem, pogotowałem obiady (co kocham) i beztrosko zasypiałem wieczorami nie myśląc o tym, ze rano muszę wstać do pracy.
Dużo więcej zrobiłem w drugiej części urlopu. Jak większość osób wie (a kilka informowałem) byłem 5 dni nad morzem. Odwiedziłem Ustkę mimo, że do morza mnie nie ciągnie od momentu gdy przestałem odwiedzać plażę z wiaderkiem, foremkami, łopatką i grabkami. :)
Zbiorę tutaj wszystko do kupy i opowiem o najciekawszych elementach mojego wypadu. Tak sobie myślę, że podzielę to na maleńkie rozdziały. Zatem do dzieła... ps. piszę to bardzo długo bo jednocześnie oglądam Kuchenne Rewolucje i oczy mi uciekają na ekran tv. ;>
Mieszkanko i spanko.
Z zewnątrz był to po postu domek letniskowy usytuowany w podwórku. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to ponurość. Okna były małe, a zadaszenie powodowało, że do pomieszczeń wpadała mała ilość światła. To był ten duży minus, który odczułem. Druga sprawa... było dość zimno ale taka już pora roku, nie trafiliśmy na ciepłe dni. Co do łóżka było w porządku. :) Nie miałem problemów z zasypianiem, ale jak zwykle budziłem się w nocy koło i nad ranem. Ogólnie powiem tak... miałem lepsze kwatery, z ładnym widokiem i światłem wpadającym przez okna, ale no nie będę aż tak narzekać. Było ok, na większą ocenę to nie zasługuje.
Jedzenie.
Pojadłem i popiłem ładnie. :) Chociaż... na to co wychodziłem to można powiedzieć, że mało jadłem. Co dziwne pochłonąłem tylko jedną smażoną rybę, 1,5 pizzy, 2x placki ziemniaczane i to chyba tyle. Wliczając w to oczywiście śniadanie w domku. Byłem dwa razy na plackach po węgiersku i były naprawdę świetne. Zrobiłem im nawet zdjęcie by pokazać babci. :)
Pizza też była dobra, ale za drugim razem zażyczyłem sobie Pepperoni i... mi gardło wypaliła. Nie nacieszyłem się nią tak bardzo jak za pierwszym razem, gdy wziąłem łagodną pizzę. Rybka z frytkami jak nad morzem... tradycyjna i dobra. :)
Bunkry Bluchera.
Kolejną rzeczą, o której wato wspomnieć było zwiedzanie bunkrów Bluchera. Umieszczone są one po zachodniej stronie Ustki, na wydmach obrośniętych lasem. Jest to kompleks podziemnych i świetnie zamaskowanych bunkrów, które były bardzo trudne do namierzenia przez wrogie samoloty.
Niestety nie można było robić zdjęć wewnątrz bunkrów. Jedyne co zrobiłem to zdjęcie działa:
umieszczę później...
Poszukałem teraz w internecie zdjęć i odszukałem kilka takich, o których mogę cokolwiek powiedzieć. Sam miałem aparat na szyi ale jak zakaz to zakaz... nie chciałem by ktokolwiek mi zwrócił uwagę.
Oto jedno z wejść do bunkrów. Teraz test dla Was. Widzicie drobny szczegół? Coś tam jest ukryte, przyjrzyjcie się. :) Wiecie już co? Tak, na murze wśród licznych wgłębień, które zostały wykonane specjalnie przez budowniczych bunkra została wyryta swastyka. Jak tabliczka informacyjna wyjaśniała... swastyka to zastała wykonana w czasie wojny nielegalnie. To tak jakby naziści dawali o sobie znać, że to ich bunkier, ich robota, podpisywali się pod tym.
Wszystkie wgłębienia i rowki, które widać zostały celowo zrobione i pełniły funkcję kamuflażu. Podobno od gładkiej ściany odbijałyby się promienie słoneczne. Od tak skonstruowanej powierzchni nie mogły.
Wewnątrz bunkrów pomieszczenia zostały przedstawione tak, jak mogłoby to wyglądać podczas wojny. Umieścili tam manekiny żołnierzy i dodali do tego podkład dźwiękowy. Od tak... choćby dla przykładu: przeszło się po części sypialnianej i naszym oczom ukazał się taki widok:
Wiarygodności dodawał dźwięk chrapania z głośników. Naprawdę gdybym sam to zwiedzał, to chyba bym się przestraszył, że naprawdę ktoś tak leży.
Inny przykład był dość zabawny... wchodziliśmy do części z latrynami, prysznicem, a tam co? Odgłos spuszczania wody i to:
Uwierzcie mi, że jak wszedłem jako pierwszy to myślałem, że jakiś turysta korzysta z toalety. Już miałem przepraszać i się wycofać. Teraz wygląda to nieco inaczej, nie ma tego łańcucha i jest ciemniej. Pewnie ktoś robił zdj. z lampą błyskową. Czekałem sam w tym pomieszczeniu, aż ktoś wejdzie by zobaczyć jego reakcję. Nie zawiodłem się. :D Tyle napiszę... haha.
Oprócz tego było kilka innych pomieszczeń z wystawionymi eksponatami typu:
Na zewnątrz były widoczne kopuły, które są pozostałością miejsc strzelniczych, w których niegdyś były działa. Dookoła znajdowały się magazynki na amunicję/pociski, po środku stało owe działo:
W samym bunkrze było bardzo dużo tablic informacyjnych i telefonów z tamtych czasów, Można było podejść, podnieść słuchawkę i przesłuchać komunikatu, cytatu lub po prostu informacji na dany temat. W jednej słuchawce była np. autentyczna wypowiedź Karla Denitz'a, który informował o rzekomej śmierci Hittlera w zamachu w Wilczym Szańcu.
Niestety jedyne moje zdjęcie jakie zrobiłem to wspomniane wyżej działo...
Jednak starałem się by wybrać z google takie zdjęcia, które naprawdę odzwierciedlają to co widziałem kilka dni temu. Za to jak opuściłem bunkry to mogłem bez przeszkód zrobić taki oto widok na port w Ustce. :)
Kuchenne Rewolucje.
Przechadzając się po ulicach Ustki minąłem ciekawe miejsce. Pamiętacie może odcinek jak Magda Gessler była w Ustce? Nie? Ja też nie pamiętałem...
Miejsce, które minąłem mi to oznajmiło. Restauracja Rybka:
Przyznam się, że tam nie wszedłem. Nie miałem ochoty na jedzenie i jakoś tak, zrobiłem zdjęcie i poszedłem dalej. No ale jakaś pamiątka jest. :)
Mewy.
O tym, że kocham zwierzęta to nie muszę pisać. Ale o tym jak namolne są mewy to chyba konieczność. Pierwszy wypad na plażę nie mógł się obyć bez zaopatrzenia w chleb. Jednego dnia wziąłem pół chleba, który mi został, drugiego kupiłem specjalnie cały chleb i poszedłem zaraz na plażę. Te żarłoczne ale słodkie stworzonka pochłonęły wszystko w 4 min. Najzabawniejsze były te ich piski, wycie czy jak to nazwać...
Były na tyle pewne siebie, że gdy siedziałem w knajpce i czekałem na rybkę to przyszły piszcząc do środka. :D Weszły pod samą ladę i piszczały. Właścicielka była chyba przyzwyczajona i od razu rzuciła im skórę od ryby. Pochłonęły to w całości.
Oczywiście innymi ptaszkami nie pogardziłem, siedziałem na piwku i gofrach gdy pod stołem stadko wróbelków się przechadzało. Widać było, że błagają o jedzenie. Dostały swoją część, dla nich jadalną, a na następny dzień wróciłem z chlebem. :) Śmiesznie było jak siedziały obok mnie na ziemi i patrzyły błagalnym wzrokiem... grzechem było im nic nie dać.
Podsumowanie.
Cieszę się z tego wypadu, który był dla mnie krótką ale wystarczającą odskocznią od codziennej rutyny. Nie żałuję, że pojechałem i z dumą mogę powiedzieć- polecam taki relaks.
Nasunęło mi się coś teraz na myśl... heh. Przepraszam Ustkę i nasze polskie morze... nie zmienię mimo wszystko swojego zdania. Góry to cud natury. <3
poniedziałek, 12 września 2016
Z danej chwili...
Pierwszy dzień urlopu prawie za mną. Oczywiście jak na upały przystało spędziłem go w domu. Teraz tak sobie siedzę samotnie w domu, nie żebym się żalił jak co niektórzy mogliby pomyśleć. Po prostu włączyłem laptopa i postanowiłem kolejny raz dopieścić mojego bloga, którego zaniedbywałem nie raz. Dawno nie było takiego wpisu i pomyślałem, że warto coś napisać. Słucham sobie piosenki Celine Dion- The Power of love, możecie sobie zrobić klimacik:
Obiecałem sobie, że znów zacznę ćwiczyć brzuch i póki co nie opuściłem ani jednego dnia ćwiczeń. Oczywiście indywidualnie robię różne brzuszki, choć w upalne dni jest to mało komfortowe.
W między czasie gdy zastanawiam się nad tym co pisać zaczęła lecieć inna piosenka. :)
Zawsze kojarzy mi się z filmikiem jaki kiedyś zrobiłem. Każdy pewnie tak ma, kilka takich utworów łączących się z jakąś sceną, filmem, sytuacją czy osobą. Szkoda tylko, że niektóre łączą się z tymi smutnymi chwilami. No nie ważne, nie pora na smutki.
Mogę się Wam pochwalić, jako że nie mogłem dziś ugotować obiadu i się nieco nudziłem... to zabrałem się za mycie łazienki, korytarza i podłogi w kuchni. Miałem dość siedzenia i patrzenia w szklany ekran. Myślę, że całkiem dobry ze mnie Pan domu.
Wiecie co jeszcze? Byłem dziś na rynku na zakupach i widziałem cały tuzin dyń hokkaido. To oznacza, że już niedługo będę mógł robić pyszną zupę dyniową. Jeszcze poczekam aż będą bardziej dojrzałe i większe. Przyznam, że na działce też je posiałem. Na razie są wielkości mniejszej brzoskwini. Nie wiem czy zdążą podrosnąć do zimy. Mam taką nadzieję.
Dobra, teraz napiszcie mi czy macie jakieś sugestie co do pytania ankietowego, które chciałbym zrobić. :) Może się ono tyczyć wszystkiego. Chciałbym to wrzucić ale nie mam pomysłu.
Poczekam, może ktoś mi coś podrzuci ciekawego.
piątek, 9 września 2016
DRUGA SZANSA
Wielokrotnie spotkałem się z pytaniem: Czy warto dawać drugą szansę? Zawsze odpowiadam, że warto. Nigdy nie zmienię tego zdania, oczywiście pod kilkoma warunkami. Drugą szansę dać należy tylko wtedy gdy przeciwna osoba naprawdę na to zasługuje. Błędy popełnia każdy człowiek, mniejsze lub większe ale to zawsze są błędy słabego umysłu człowieka.
Przebaczyć można osobie, która się zmieniła, postanawia zmienić, poprawić i co najważniejsze... nie zmieniła uczuć do nas. Tak... znowu te uczucia. Od razu da się domyśleć, że piszę o czymś z własnego doświadczenia. Tyczy się to jak sądzę nie tylko mnie ale i połowy ludzkości.
Zawsze też powtarzałem, że jeśli mam kogoś stracić (mając na myśli np. związek, coś bliskiego) to mogę to przeboleć, ale nigdy przenigdy nie zniosę kompletnej utraty kontaktu. Mówi się, że partnerzy nie mogą być po rozstaniu przyjaciółmi. Mogą, jeśli tylko tego chcą. W moim życiu bez pożegnania, z dnia na dzień zniknęło kilka osób. Nigdy im tego nie zapomnę, a mimo to ciągle mam nadzieję na to, że się odezwą. Doskonale rozumiem wszystkie cierpiące z tego powodu osoby. Kłótnie, obrażanie się i urywanie kontaktu jest niemal równoznaczne ze śmiercią bliskiej osoby, bo dla nas... ona po prostu już nie jest częścią naszego codziennego życia, nie ma jej wśród nas, nie możemy z nią porozmawiać. Jedynym miejscem, w którym się ona znajduje jest nasze zranione serce, które mimo szwów jakie nanosi mu czas wciąż jest ranione.
Osoby zranione powinny wiedzieć jakie to uczucie i wszelkie odwety na drugiej osobie nie są konieczne. Jeśli tylko istnieje w nich iskierka chęci by przebaczyć to powinny to zrobić. Oczywiście często jest tak, że osoby które zawiniły żalą się innym osobą i zraniony partner/przyjaciel może o tym wgl, nie wiedzieć. Wtedy jest trudniej... wtedy wszystko zależy on niego. Jedak jeśli się nie odezwie, to znaczy tylko jedno... jak w moim przypadku... to było sztuczne, udawane i wielka deklarowana miłość była bujdą. Bo gdyby naprawdę tej osobie choć trochę wtedy zależało to nieudaną miłość zamieniłaby chociaż w przyjaźń lub nawet koleżeństwo. Urwanie kontaktu i nieodzywanie się to jak zamiatanie śmieci pod wycieraczkę. Tylko słabi tak robią i ci którzy szybko zadowolili się kimś innym,
Sam się kłócę, sam cierpię i niekiedy zasmucam innych ale zawsze wracam gdy przechodzi mi złość. Niektórym też to mija (prawda Ada?) :)
Dlatego raz jeszcze podsumuję... kochasz/kochałaś/eś - nie znikaj i nie trać ważnej dla Ciebie osoby.
Wysłuchaj co ma Ci do powiedzenia i wtedy zdecydujesz. Daj szansę, nic nie tracisz, możesz tylko zyskać to co było kiedyś.
Przebaczać warto... wystarczy jeśli ta osoba jest warta więcej niż nasz wróg. Tak mało wystarczy. Zajrzyjcie w swoje serca głęboko i przełamcie się, zróbcie ten krok i bądźcie odważni bo możecie więcej takiej osoby nie spotkać. Rozbijcie skorupę nienawiści i odkryjcie swoje piękne serce.
Przebaczyć można osobie, która się zmieniła, postanawia zmienić, poprawić i co najważniejsze... nie zmieniła uczuć do nas. Tak... znowu te uczucia. Od razu da się domyśleć, że piszę o czymś z własnego doświadczenia. Tyczy się to jak sądzę nie tylko mnie ale i połowy ludzkości.
Zawsze też powtarzałem, że jeśli mam kogoś stracić (mając na myśli np. związek, coś bliskiego) to mogę to przeboleć, ale nigdy przenigdy nie zniosę kompletnej utraty kontaktu. Mówi się, że partnerzy nie mogą być po rozstaniu przyjaciółmi. Mogą, jeśli tylko tego chcą. W moim życiu bez pożegnania, z dnia na dzień zniknęło kilka osób. Nigdy im tego nie zapomnę, a mimo to ciągle mam nadzieję na to, że się odezwą. Doskonale rozumiem wszystkie cierpiące z tego powodu osoby. Kłótnie, obrażanie się i urywanie kontaktu jest niemal równoznaczne ze śmiercią bliskiej osoby, bo dla nas... ona po prostu już nie jest częścią naszego codziennego życia, nie ma jej wśród nas, nie możemy z nią porozmawiać. Jedynym miejscem, w którym się ona znajduje jest nasze zranione serce, które mimo szwów jakie nanosi mu czas wciąż jest ranione.
Osoby zranione powinny wiedzieć jakie to uczucie i wszelkie odwety na drugiej osobie nie są konieczne. Jeśli tylko istnieje w nich iskierka chęci by przebaczyć to powinny to zrobić. Oczywiście często jest tak, że osoby które zawiniły żalą się innym osobą i zraniony partner/przyjaciel może o tym wgl, nie wiedzieć. Wtedy jest trudniej... wtedy wszystko zależy on niego. Jedak jeśli się nie odezwie, to znaczy tylko jedno... jak w moim przypadku... to było sztuczne, udawane i wielka deklarowana miłość była bujdą. Bo gdyby naprawdę tej osobie choć trochę wtedy zależało to nieudaną miłość zamieniłaby chociaż w przyjaźń lub nawet koleżeństwo. Urwanie kontaktu i nieodzywanie się to jak zamiatanie śmieci pod wycieraczkę. Tylko słabi tak robią i ci którzy szybko zadowolili się kimś innym,
Sam się kłócę, sam cierpię i niekiedy zasmucam innych ale zawsze wracam gdy przechodzi mi złość. Niektórym też to mija (prawda Ada?) :)
Dlatego raz jeszcze podsumuję... kochasz/kochałaś/eś - nie znikaj i nie trać ważnej dla Ciebie osoby.
Wysłuchaj co ma Ci do powiedzenia i wtedy zdecydujesz. Daj szansę, nic nie tracisz, możesz tylko zyskać to co było kiedyś.
Przebaczać warto... wystarczy jeśli ta osoba jest warta więcej niż nasz wróg. Tak mało wystarczy. Zajrzyjcie w swoje serca głęboko i przełamcie się, zróbcie ten krok i bądźcie odważni bo możecie więcej takiej osoby nie spotkać. Rozbijcie skorupę nienawiści i odkryjcie swoje piękne serce.
czwartek, 8 września 2016
CIEKAWOSTKA
Ostatnio moim częstym natchnieniem są... ciekawostki. Zauważyłem, że to trzeci post o takiej tematyce pod rząd. :) Wszystko co piękne i interesujące znajdzie miejsce na moim blogu. Do dzieła!
Mówi Wam coś tzw. Krzywy Las? Jeśli tak to nie będzie to dla Was zaskoczenie. Ci co nie wiedzą, zapraszam niżej.
Mówi Wam coś tzw. Krzywy Las? Jeśli tak to nie będzie to dla Was zaskoczenie. Ci co nie wiedzą, zapraszam niżej.
Sosny bo takie drzewa tam rosną zostały prawdopodobnie posadzone w 1934 roku i zapewne zastanawiasz się drogi czytelniku skąd te krzywe pnie. Wszystkie drzewa wygięte są bowiem niewiele nad ziemią pod kątem prostym. Jak donoszą źródła był to niegdyś cel zamierzony. Krzywulce- to naturalnie wygięte fragmenty drzewa wykorzystywane niegdyś do produkcji łodzi czy też mebli. Prawdopodobnie i ten las, te sosny w momencie wzrostu były tak kształtowane by zachowały łukowaty zarys pnia, który później idealnie pasował do projektu.
Przyznam, że bez tej wiedzy napotkawszy taki las pomyślałbym, że to taki gatunek sosny po prostu... a tu taka niespodzianka.
sobota, 3 września 2016
CUDNA RANDKA / CIEKAWOSTKA
Pierwszy raz powiązałem obie tematyki wpisów. Przejeżdżałem dziś koło wesołego miasteczka i moją uwagę przykuł Diabelski Młyn. Nie był on zbyt majestatyczny i ogromny, porównałem go bowiem do słynnego Oka Londynu - wielkiej atrakcji tamtejszego miasta.
Byłem ciekawy o ile większe jest to koło od tego w moim mieście i co... od razu wiedziałem, że wgl, nie ma co porównywać gabarytów. Zgłębiłem swoją wiedzę i poczytałem trochę o tym cudzie techniki. Tak... to jest to miejsce w którym chciałbym się znaleźć z ukochaną osobą, zwłaszcza wieczorem... o zmroku, gdzie widać oświetlony Londyn.
Czego się dowiedziałem?
- diabelski młyn obraca się z prędkością 0,8 km/h i pasażerowie wymieniają się bez zatrzymywania koła. Powolny ruch ze spokojem pozwala na przesiadki.
- w kole znajdują się 32 kapsuły mieszczące 25 osób. Uwaga! Kapsuły są klimatyzowane
- pełen obrót trwa ok. 35 min.
- budowę ukończono w 1999 roku
- cena takiej przyjemności wynosi ok. 135 zł
- podobna liczba towarzyszy też wysokości... młyn mierzy ok. 135m wysokości tj. ok 45 pięter!
Będąc w Londynie na pewno chciałbym się tam znaleźć z kimś bliskim. :)
Byłem ciekawy o ile większe jest to koło od tego w moim mieście i co... od razu wiedziałem, że wgl, nie ma co porównywać gabarytów. Zgłębiłem swoją wiedzę i poczytałem trochę o tym cudzie techniki. Tak... to jest to miejsce w którym chciałbym się znaleźć z ukochaną osobą, zwłaszcza wieczorem... o zmroku, gdzie widać oświetlony Londyn.
Czego się dowiedziałem?
- diabelski młyn obraca się z prędkością 0,8 km/h i pasażerowie wymieniają się bez zatrzymywania koła. Powolny ruch ze spokojem pozwala na przesiadki.
- w kole znajdują się 32 kapsuły mieszczące 25 osób. Uwaga! Kapsuły są klimatyzowane
- pełen obrót trwa ok. 35 min.
- budowę ukończono w 1999 roku
- cena takiej przyjemności wynosi ok. 135 zł
- podobna liczba towarzyszy też wysokości... młyn mierzy ok. 135m wysokości tj. ok 45 pięter!
Będąc w Londynie na pewno chciałbym się tam znaleźć z kimś bliskim. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)