Słowem wstępu chciałem napisać, krótkie z danej chwili... siedzę w domu sam z babcią i absolutnie nie cieszę się z tej nocy. Nie bawię się i po prostu nie znoszę Sylwestra. Tyle... miało być krótko więc jest.
Osoby, które dzielnie śledzą mojego bloga pamiętają, że dokładnie rok temu napisałem własne życzenia noworoczne. Nadszedł czas bym podsumował ten rok i sprawdzę co się spełniło/zmieniło. a co nie. Przekonajmy się! Najpierw wrzucę wszystkie życzenia, pod nimi dodam odpowiedź jak faktycznie było. Zaczynamy.
1. Pragnę przez kolejny rok była ze mną cała rodzina w komplecie.
- na szczęście tak też się stało. <3
2. Chcę by każdemu dopisywało zdrowie.
- przeziębienia itp. były ale to chyba normalne, poważniejszych chorób nie było.
3. Bym nie kłócił się tak bardzo z ojcem. (on z resztą rodziny też).
- aż takich ostrych kłótni nie było, pojedyncze (z fochem na kilkanaście minut, kilka godzin owszem)
4. By ojciec tyle nie pił.
- eh... pije tyle samo
5. Żebym nie stracił kontaktu z osobami, na których mi zależy.
- straciłem niestety kontakt z kilkoma osobami
6. Odnosząc się do punktu wyżej: chcę by Ada była tą samą dziewczyną co jest teraz i by się nie zmieniała. By Monika... znalazła kogoś lepszego ode mnie i by on zapewnił jej szczęście, którego w tym roku (a przynajmniej pod koniec) nie zaznała. Przepraszam.
- Ada jest tą samą dziewczyną co była, może troszkę bardziej maruda się zrobiła. ;p Monika... nie wiem w końcu czy kogoś ma czy nie. W pewnym momencie byłem przekonany, że ma.
7. Życzę sobie by ten rok był dla mnie łaskawszy jeśli chodzi o ból. Nie chcę go już tak odczuwać. Mam dość bólu głowy, nerek, brzucha dziwnych napadów gorąca i niepokoju.
- tutaj nic się nie zmieniło, no może w drugiej połowie bolała mnie mniej głowa
8. Pragnę by w pracy układało mi się tak dobrze jak do tej pory i bym się w niej nie stresował.
To samo tyczy się mojej siostry- bo jak ja zaczęła w tym roku swoją pracę.
- w pracy jest ok. Wiadomo są momenty "grozy" ale chyba w każdej robocie tak jest. Siostry tyczy się to samo.
9. Życzenie dla Dropsia: by był nadal kochanym ptaszkiem i żeby nie był tak złośliwy rano gdy w łóżku leżę. Niech żyje jak najdłużej.
- moja ptaszyna jest tak samo kochana jak była <3
10. By mama się tak nie denerwowała i by miała mniej na głowie.
- chyba nadal się denerwuje, w pracy ma różne stresujące sytuacje i w domu jest też nerwowa, czasami niepotrzebnie, ale już wpływu na to nie mam. Taka po prostu jest.
11. Życzę sobie wygranej w lotto- w grę, w którą zacząłem namiętnie grać.
- nie wygrałem i przestałem grać. ;p
12. Chcę się mniej smucić.
- smucę się tak samo, nie raz moczyłem poduszkę
13. Latem jeśli mogę prosić... o mniejszy upał, 26 stopni w słońcu styknie. (max)
- tu mi lato na złość zrobiło... kurde 40 stopniowe upały! Okropność :/
14. Żeby moi czytelnicy się nie zawiedli czytając bloga. <3
- nie zawiedliście się co? Fakt... rzadko piszę.
15. Pragnę też przeprosić wszystkich tych, których w starym roku zasmuciłem i obraziłem. Dlatego w tym miejscu moim życzeniem jest otrzymanie ich wybaczenia.
- od kilku osób je otrzymałem <3
16. Chcę nadal poznawać na asku cudownych ludzi! Pozdrawiam: Martę, Panią Tolerancyjną, Marcina, Żelka, Marcela, Julkę, Natalię, Rudą, Dominika... a no niech będzie Arcyksięcia oraz wszystkich tych, których nie wymieniłem, a których mam na gg.
- tu się nie powiodło, tracę kontakty, nie poznają już tylu osób. Z tych co wymieniłem zostały 2 osoby.
17. To życzenie jest skryte głęboko w sercu bo gdzieś tam... chcę znaleźć drugą połowę, która będzie mnie wspierać, kochać i która stanie się większym sensem życie, którego nie mam.
- chyba wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie
18. Chciałem dobić do 20 punktu ale Ada mnie popędza i w sumie... nie wiem co jeszcze mógłbym napisać.
- teraz też jest podobnie heh ale nie popędza, wpadła na pomysł z tym wpisem
Cytat ze starego wpisu: "Zdaję sobie sprawę, że to nie tylko życzenia ale też wszystko to co bym chciał zmienić. Dużo chcę, a nie zawsze wszystko można. Napisałem to co przyszło mi na myśl jako pierwsze. Gdybym się zastanowił pewnie wyszłoby więcej podpunktów. A nie... czekajcie..."
20. W imieniu wspomnianej Ady: chcę dla niej gwiazdkę z nieba.
- nie dostałem dla niej gwiazdki z nieba, sama się nią stała
czwartek, 31 grudnia 2015
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Tak się składa, że poprzedni wpis był tej samej tematyki - sen. Ubiegłej nocy śnił mi się co najmniej dziwny (jakbym ja miał normalne sny...). W tej chwili nie wydaje mi się on tak straszny, ale jak o zwykle bywa gdy znalazłem się w takiej. a nie innej niecodziennej sytuacji miałem pietra. Obudziłem się z przyspieszonym biciem serca i było mi gorąco. Opowiem o tym co widziałem pod zamkniętymi powiekami.
Sama lokalizacja miejsca, w którym toczyła się akcja dowodzi na to jak bardzo szalony mam umysł. Towarzyszyły mi tłumy ludzi, dokładniej były osoby ze szkoły, moja dawna klasa i inne. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak zwykła szkoła (bo tyle osób w młodym wieku) ale oczywiście nie do końca tak było. Całe wnętrze budynku wyglądało jak moja praca, tj. korytarze, pomieszczenia, laboratoria, nawet winda i schody. Tak jakby szkołę przenieść do budynku firmy. Trzecią dziwną rzeczą było to, że cały kompleks znajdował się... w kościele mojej parafii. Jak się obudziłem i myślałem o tym to aż sam siebie zadziwiłem. Co ja potrafię ze sobą poplątać. Osoby ze szkoły, w pomieszczeniach z pracy, w budynku kościoła. Paranoja... No ale do rzeczy, bo się rozpisałem.
Z początku nic takiego się nie działo, zwyczajna rutyna. Nagle zawyły syreny do ewakuacji, zrobiło się zamieszanie, dlaczego? Ogłoszono, że w budynku pojawiły się... uwaga, proszę się nie śmiać- Welociraptory. Tak dla wyjaśnienia jakby ktoś nie oglądał Jurassic Park:
Całe stado dostało się do budynku. Wszyscy zaczęli uciekać, oczywiście nasz dział/klasa- nie wiem jak to ująć... był najwyżej umieszczoną grupą, na najwyższym piętrze. Nie nie wiem co mi do głowy strzeliło by dokończyć to co miałem do roboty, czyli wywiezienie na wózku pustych butelek zwrotnych. Z koleżanką pomyśleliśmy, że skoro i tak na dół musimy się dostać to zawieziemy i te butelki do magazynów w podziemiach. Chwyciłem za wózek, a koleżanka miała otwierać drzwi. Podeszłą do pierwszych ale znieruchomiała. Wychyliłem się i zobaczyłem przez przeszklone drzwi Welociraptora, który "kukał" do środka. Serce podeszło mi do gardła, już myślałem o najgorszym gdy nagle usłyszeliśmy ich nawoływanie- bardzo charakterystyczne...
Jaszczur wycofał się, a my uszliśmy z życiem. Wyszliśmy z pomieszczenia na korytarz i dalej na klatkę schodową gdzie było pełno spanikowanych ludzi. W końcu zostawiliśmy naszą robotę i postanowiliśmy uciekać, jak najdalej od tego miejsca. Wybiegliśmy z kościoła. Przed gł. wejściem zebrał się już spory tłum ludzi nie wiedzących co robić. My również stanęliśmy i zwątpiliśmy co dalej. W pewnym momencie mój wzrok przykuło coś wyżej. Spojrzałem w górę na wyższe piętro, widziałem w oknach świecące się światło i pełno osób. Stali przy oknach i w wielkim zdenerwowaniu wymachiwali rękoma. Pomyślałem, że wołają o pomoc, że stado dostało się na ich piętro- taką miałem myśl, że giną. W pewnej chwili ktoś otworzył okno... To pułapka! - krzyknęła znajoma z okna. Zwątpiłem, faktycznie na zewnątrz było za cicho i za spokojnie. Te bestie pozwoliły nam wyjść na zewnątrz, były wszędzie dookoła, otoczyły nas na otwartej przestrzeni. Podaliśmy się im jak na tacy. Nie widzieliśmy ich, bo one chowały się wszędzie, po prostu to przeczuwaliśmy. Ludzie z okna widzieli wszystko, nie można było im nie ufać.
Chwyciłem koleżankę za rękę i powiedziałem, że musimy się stamtąd wynosić, teraz! Pobiegliśmy na drugą stronę ulicy i kazałem jej się wspiąć na słup, taki na którym się reklamy wiesza. Był porośnięty jakimś bluszczem. Skryliśmy się w nim by nie zwracać na siebie uwagi i czekaliśmy... Wtedy... zacząłem się budzić (cholera jasna). W takim momencie... nie wiem jak się to wszystko skończyło i wiecie co... we śnie wiedziałem, że się budzę. Czułem to, byłem jedną nogą w tamtym miejscu i jedną nogą u siebie w łóżku. Miałem wrażenie, że mam nad tym kontrolę, że mogę wybrać gdzie chcę być, ale ostatecznie odpłynąłem i otworzyłem oczy. Byłem wypełniony emocjami, tak jak we śnie. Ten moment oczekiwania, niewiedzy i zwątpienia - co dalej... przeniósł się na mnie do świata rzeczywistego. Z jednej strony chciałem wszystko dokończyć i przekonać się jaki był koniec. Niestety nie było mi to dane. Szkoda...
Z filmu wiem, że ten gatunek dinozaurów był jednym z najbardziej rozwiniętych umysłowo stworzeń w tamtych czasach i taka pułapka dla niech to pestka. Nawet we śnie były mądre. Kluczowy był jeden moment: jeden osobnik, który się czaił przez szklane drzwi wydał z siebie ten dźwięk. Wtedy doszły do porozumienia, któryś z nich zwołał wszystkich i zastawiły na nas pułapkę. To było pewne.
Nie powiem, choć sen nie należał do przyjemnych to podobał mi się. Był dziwny i może dla niektórych dziecinny, ale moim zdaniem... był przede wszystkim mądry. Idealnie zobrazował inteligencję tych stworzeń.
sobota, 5 grudnia 2015
Sen po śnie? Dlaczego nie. Tak się złożyło, że sąsiadujące ze sobą wpisy dotyczą moich snów. Ubiegłej nocy miałem całkiem przyjemny, ciekawi i co za tym idzie krótki sen. Po przebudzeniu czułem się... cudownie, aż się pod nosem uśmiechnąłem. Z początku sądziłem, że sobie po prostu o tym myślałem- bo przebudziłem się nad ranem. Zdałem sobie jednak sprawę, że to mi się śniło...
Tradycyjnie to najmniej istotne nie jest zapamiętane dokładnie. Znalazłem się nad jeziorem, a dokładniej na takim jakby klifie, bo jezioro obserwowałem z góry. Dopiero do niego zmierzałem wraz z kilkoma bliżej mi teraz nie rozpoznanymi (znajomo ze szkoły czy coś takiego- nie pamiętam). Spojrzałem na plażę i obserwowałem pewną dziewczynkę, która bawiła się w wodzie. Nic niezwykłego gdyby nie fakt, który zapewne uznacie za śmieszny. Na brzegu, na płyciźnie wylegiwał się wąż. We śnie uznawaliśmy go za boe, jednak sam wiem co widziałem we śnie i sprostuję to. To była anakonda, olbrzymia! Dziewczynka pływała i na jej nieszczęście wąż się nią zainteresował. Krzyczałem by wychodziła z wody ale ona spanikowała, nie wiedziała co ma robić. Anakonda ruszyła w jej kierunku, a ja zacząłem robić hałas z nadzieją, że się przestraszy. Na nic się to zdało. Wąż zaczął podpływać do dziewczynki, okrążył ją, ale nie atakował, przymierzał się. Dziecko dopływało do brzegu gdy wąż zbliżył się do niej na niebezpiecznie bliską odległość. Zareagowałem i chwyciłem co miałem pod ręką... był to jakiś badyl (patyk) i rzuciłem nim w węża. O dziwo się wystraszył i odpłynął. Dziewczynka dotarła do brzegu i zaczęła się wspinać po klifie. Zatrzymała się na "półce skalnej". Zszedłem po nią, wtuliła się we mnie, a ja spytałem- no i po co weszłaś do wody widząc, że ten wąż był na brzegu? A ona odparła: Bo tam dalej pływa łódź... i są na niej przystojni marynarze. Wiem, że może to się wydać śmieszne z ust takiej dziewczynki, ale coś takiego odpowiedziała. Ja wtedy odparłem: Przystojni panowie są nie tylko tam na łodzi... i się uśmiechnąłem, ona znowu mnie przytuliła. Chwyciłem ją i zabrałem z tamtego miejsca.
Uroczy sen i po przebudzeniu uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)