czwartek, 24 września 2015


   Pora na kolejny wpis w tym tygodniu. Chyba się rozkręcam. :) 
Dawno nie opisywałem swoich snów... Powód? Zwyczajnie po przebudzeniu ich nie pamiętałem, lub pamiętałem zbyt mało by cokolwiek z tego zapisać. Dziś było inaczej. Obudziłem się koło 2 i w głowie pozostał mi każdy szczegół snu. Oczywiście teraz nie wszystko zachowało się w tak dużym stopniu jak to widziałem w nocy. Sądzę jednak, że coś z tego mogę napisać i oto tu jestem.
Sen był jak zwykle (biorąc pod uwagę moją wyobraźnię) niecodzienny. Sam początek nie jest istotny, byłem z rodziną w mieście, wracaliśmy do domu przez nasz ryneczek i zatrzymaliśmy się tam na chwilę. Czekając na wszystkich zobaczyłem nieopodal nas zamieszanie. Podszedłem bliżej i zobaczyłem grupę ludzi przyglądających się stojącemu samochodowi. Widać było w ich oczach niepokój i szybko przekonałem się dlaczego. Auto było po wypadku, wyglądało jak podrzucone bo nigdzie nie było żadnych ofiar. Było odwrócone na bok i miało prześwity w podwoziu. Całe auto było niewyobrażalnie gorące, a spod niego buchały iskry. Z czasem dwa elementy podwozia zaczęły jakby od środka "świecić" żarem. Trudno mi to ubrać w słowa... wyglądało to tak jakby przez teleskop obserwować zbliżenie Słońca. Wszystko robiło się coraz jaśniejsze. Krzyknąłem by wszyscy stąd uciekali  bo to auto zaraz wybuchnie. Wiem, że brzmi to teraz śmiesznie, ale we śnie takie nie było. W panice każdy brał nogi za pas, ja również. Odszukałem tylko resztę rodziny i w biegu wyjaśniłem im o co chodzi. Gdy już się nieco oddaliliśmy od ryneczku, zza kamienic dostrzegłem jasne promienie i aurę na niebie jak przy wschodzie słońca. Auto wybuchło z taką siłą, z jaką wybuchł reaktor jądrowy w Czarnobylu- jeśli ktoś widział na filmach to z pewnością skojarzy ten widok. Fala ognia, pyłu i iskier wzbiła się w powietrze. To auto było jak bomba atomowa. 
Biegliśmy już wzdłuż naszej ulicy do domu. Gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu podszedłem do okna skąd mamy widok na rynek (nie bezpośredni, zasłaniają go kamienice, ale widzieliśmy niebo nad rynkiem). Wszystko ucichło, nie było już słychać ludzi i krzyków. Tylko na niebie pozostał ślad po samochodzie- zaczerwienione niebo.Chmura dymu nie opadała.

środa, 23 września 2015

Z danej chwili...

Jejku jak dawno mnie tutaj nie było. Kompletnie opuściła mnie wena na pisanie. Może trudno w to uwierzyć ale ja chcę pisać... problem w tym, że nie mam o czym. Post "Z danej chwili..." jest tym postem, w którym mogę napisać cokolwiek, niekoniecznie coś tematycznego i porywającego. Dlatego o wiele prościej mi się go pisze. :) Zatem do dzieła. Siedzę właśnie w pracy (tak nie mam teraz nic konkretnego do roboty) i czekam na śniadanie. Coś mi się zdaje, że czekają mnie leniwe trzy dni ale trudno- po środzie zawsze przychodzi? Piątek! Tak jest, druga część tygodnia zawsze szybko zlatuje. Mam nadzieję, że w weekend wreszcie dośpię nieco dłużej niż do 5. Tak mi się ciężko wstaje w tym tygodniu... Otwieram oczy i jest ciemno, mam wielką ochotę przewrócić się na drugi bok i zasnąć. Niestety nie jest mi to pisane od pn-pt. Ale oczywiście złośliwość jest wszechobecna w naszym życiu i w weekend po 5 będę wyspany jak nigdy. :/
No dobrze ale nie będę zapeszać. Zobaczymy za kilka dni. 
Mam jeszcze w głowie pewną sprawę, którą chciałbym poruszyć ale nie wiem jak się za to zabrać. Ostatni tydzień był przygnębiający, ten zaczął się obiecująco, jednak ktoś o imieniu Którego Nie Będę Wymieniać zrobił znowu przerwę w kontaktowaniu się ze mną. Moje wesołe uszka, które postawiłem kilka dni temu znowu trochę opadły. Jak poczuje się lepiej i wróci do domu to ma mi je natychmiast postawić! :) 
Ciągle myślę też o przeszłości i brakuje mi też innych osób, Których Imienia Nie Wolno Wymawiać. Jestem ciekaw ile z tych osób wgl. śledzi to co piszę, a ile o mnie zapomniało. Chciałbym by się odezwały. Tyle... 

Kurde... muszę w końcu napisać jakiś bardziej treściwy wpis.